W poniedziałek opisaliśmy historię Anny, byłej pracownicy olsztyńskiego ratusza. Rok temu, jak twierdzi kobieta, zgwałcił ją Czesław Małkowski, prezydent Olsztyna. Anna była wtedy w ciąży.
Prokuratura badała sprawę, ale musiała ją umorzyć, bo kobieta nie złożyła wniosku o ściganie sprawcy. Teraz zgodziła się zeznawać jeszcze raz. Śledczym miała potwierdzić, że gwałtu dopuścił się Małkowski. Przesłuchanie miało się odbyć wczoraj o godz. 11.
Ale kiedy tylko kobieta weszła do prokuratury, pod budynkiem zaczęły się ustawiać ekipy telewizyjne. Mimo że informacja o przesłuchaniu była przez śledczych utrzymywana w tajemnicy, wydostała się do mediów. Rano jako pierwsze o przesłuchaniu poinformowało Radio Olsztyn. Dziennikarze rozgłośni, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że informacje mieli z prokuratury. Od kogo? – Prawdopodobnie był to oficjalny komunikat, bo został u nas wpisany w kalendarzu – mówi nam dziennikarz Radia Olsztyn. Mimo że fotoreporterzy czekali na kobietę przed budynkiem, śledczym udało się Annę wyprowadzić tylnymi drzwiami. Nikt jej nie rozpoznał.
– Gwarantowano mi całkowitą anonimowość, a nie przekroczyłam dobrze progu prokuratury, a już przed budynkiem zaczęły ustawiać się ekipy z kamerami. Nie wierzę nikomu – mówi rozgoryczona. – Państwo nie chroni takich osób jak ja. Kiedy w końcu opowiedziałam panu tę historię i zgodziłam się iść do prokuratury, zostałam przez nią wystawiona. Z tego, co mnie spotkało, chce się zrobić widowisko.
Wczoraj w prokuraturze miał też stawić się Czesław Małkowski. Tak mówił podczas poniedziałkowej konferencji. – Prezydent zadzwonił i powiedział, że chciałby złożyć wyjaśnienia do artykułu w „Rzeczpospolitej”. Powiedziałem, że są procedury w kodeksie postępowania karnego, które mówią, kiedy może zostać wezwany – mówi nam Cezary Kamiński, szef Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.