– To jest akt państwowego terroryzmu ze strony Rosji. To nie przypadek, że do zabójstwa doszło w dniu, w którym dokonano dywersji – powiedział ukraiński prezydent Petro Poroszenko.
Przed hotelem Premier Palace na bulwarze Tarasa Szewczenki w Kijowie zastrzelono byłego pułkownika rosyjskich służb specjalnych i byłego komunistycznego deputowanego do Dumy Denisa Woronienkowa. Gdy wynajęty morderca strzelał do niego, od kilkunastu już godzin płonął ogromny skład amunicji w Bałaklii, w stepach 100 kilometrów na południe od Charkowa.
Wojna wywiadów
Ukraiński minister obrony Stepan Połtorak powiedział, że możliwe, iż magazyny zostały podpalone za pomocą ładunków zrzuconych z dronów. – Tam jest jeden z naszych największych składów amunicji, a wcześniej już Rosjanie próbowali atakować naszą infrastrukturę za pomocą dronów – powiedział „Rzeczpospolitej" ukraiński analityk wojskowy Konstantin Maszowiec.
Według ukraińskich wojskowych dywersanci już raz próbowali podpalić ogromne magazyny (głównie z amunicją artyleryjską i rakietową). 26 grudnia 2015 warty przepłoszyły jakichś ludzi, a na terenie składów znaleziono sześć miejsc wypalonych przez granaty zapalające lub specjalne ładunki.
Służby ratunkowe twierdzą, że obecnie magazyny mogą płonąć jeszcze przez tydzień. Z sąsiedniego miasteczka od świtu w czwartek uciekło już ponad dwie trzecie z 30 tysięcy mieszkańców. Szosa do Charkowa została zablokowana przez samochody uciekinierów. Reszta schroniła się w piwnicach, domy są bowiem trafiane odłamkami. Położone najbliżej terenów wojskowych zaczęły płonąć. Na razie nie ma jednak informacji o żadnych ofiarach ogromnego pożaru.