Małżonkowie, którzy stosują antykoncepcję, zazwyczaj wykazują nastawienie lękowe, boją się dziecka. Lęk ten zwykle bardziej jest nasilony u kobiet niż u mężczyzn, co tłumaczy biologiczne zaangażowanie się kobiety w macierzyństwo, i występuje tak często, iż należy uznać, że jest on charakterystyczny dla postawy antykoncepcyjnej. Ludzie, którzy boją się dziecka, sięgają po antykoncepcję. Wykazują w tym względzie zdumiewającą ignorancję, niezależnie od posiadanego wykształcenia, tak jakby lęk paraliżował ich zdolność logicznego myślenia i postępowania. Płodność przedstawia się w ich wyobraźni jako „siła nadrzędna", przed którą nie ma ucieczki. W jakimś magicznym myśleniu poszukują oni talizmanu, który by ich od niej uwolnił. Płodność w oczach współczesnego nowoczesnego człowieka to coś niemożliwego do opanowania.
Logiczne byłoby myślenie, że skoro nie mogą sobie poradzić z płodnością, nie umieją nią rządzić, a boją się dziecka, to najprościej i najskuteczniej byłoby zaniechać działania seksualnego, które doprowadza do pojawienia się dziecka. Lecz myśl o powstrzymaniu się od seksu, który jest traktowany jako źródło przyjemności, jest obca i niepopularna. Człowiek współczesny szuka więc środków zaradczych, „zabezpieczających". Samo sformułowanie „środki zabezpieczające" wskazuje na pojmowanie dziecka jako zła, którego za wszelką cenę należy unikać.
W takiej atmosferze ludzie podejmują współżycie seksualne, w którym tło stanowi lęk przed dzieckiem. Efekt? W najgorszym scenariuszu (co nie znaczy, że w każdym przypadku) zaczyna się od tego, że współżycie nie przynosi oczekiwanej radości u małżonków, a przeciwnie – reakcje nerwowe, inne u mężczyzny, inne u kobiety. U kobiety zazwyczaj szybciej dochodzi do reakcji frustracyjnej. Wewnętrznie i niejako fizycznie jest ona sparaliżowana lękiem. Nie może przeżywać radości zjednoczenia z kochanym mężczyzną i jako odpowiedź na napięcie lękowe pojawia się w niej najpierw niechęć do ciała mężczyzny, która nieraz przeradza się we wstręt fizyczny. Kobieta przymusza się do współżycia, ale staje się ono dla niej coraz bardziej przykre, tak iż w pewnym momencie traktuje ona pożycie małżeńskie jako zło konieczne, od którego stara się w jakiś sposób uwolnić. Gdy mężczyzna egzekwuje swoje „prawa małżeńskie" i narzuca kobiecie współżycie, niechęć do ciała narasta i przechodzi w niechęć do współżycia w ogóle.
Mężowie uskarżają się wówczas na oziębłość kobiet, podczas gdy panie deklarują: „Dla mnie to może nie istnieć". Z czasem niechęć do stosunków seksualnych przeradza się w niechęć do partnera, do męża – sprawcy całej tej sytuacji. Znamienne, że wiele mężatek za zaletę uznaje, iż mąż nie szuka u nich seksualnej satysfakcji.
Zobojętnienie seksualne u kobiety musi wywołać reakcje u mężczyzny. Najczęściej w grę wchodzi jakaś forma agresji. Nawet najbardziej kulturalni panowie potrafią reagować w sposób prymitywny. „Nie był taki, zmienił się" – wyrokują kobiety. W mężczyźnie narasta zaś postawa egocentryczna i zobojętnienie na los żony i dziecka. Obie te postawy osłabiają miłość małżeńską i mogą wywoływać wrażenie, że „już się nie kochamy".