Tym razem oprócz dynamicznego widowiska widzowie otrzymują także przekonującą opowieść, która (w przeciwieństwie do wielu poprzednich produkcji studia) nie trąci naiwnością.

Seria filmów o Avengersach skupia superbohaterów występujących w innych filmach wytwórni. Głównym bohaterem jest jednak wróg superpaczki Thanos (w tej roli świetny Josh Brolin). To pochodząca z innej planety istota, ogarnięta obsesją przywracania balansu i harmonii we wszechświecie. Swoją misję realizuje poprzez masowe mordy. Aby osiągnąć cel, musi jednak zdobyć skrzętnie ukryte lub pilnowane przez Avengersów kamienie nieskończoności. Bohater, niestandardowy jak na komiksowy czarny charakter, nie jest przedstawiony jako psycho- czy socjopata, ale ktoś do bólu pragmatyczny. Stworzenie, które przeżywszy zagładę swojej nacji, stawia na porządek kosztem moralności. Starcie moralnych superbohaterów ze skrajnie racjonalnym Thanosem tworzy więc obraz uniwersalnego starcia dobra ze złem.

Twórcy „Wojny bez granic" nie mogli sobie oczywiście darować przemycenia kilku rytualnych gagów. Jest to jednak solidne kino rozrywkowe z intrygującym przesłaniem. Jeśli traktować bowiem popkulturę jako miernik nastrojów społecznych, to o sukcesie „Avengers: Wojna bez granic" nie decydują walory artystyczne, ale opowiedziany przy użyciu kostiumu science fiction obraz globalnego chaosu, odbicie naszych lęków przed przyszłością. Jest to więc dość przygnębiająca rozrywka.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95