To wspaniała wiadomość, bo pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie ten obraz pod koniec lat 80. ub. wieku. Uważam, że to najlepszy film z Mickeyem Rourke, choć największą popularność przyniósł mu oczywiście „9 i pół tygodnia”. Obraz świetnie skonstruowany, trzymający w napięciu. Wiem, że rola Louisa Cyphre'a pisana była z myślą o Marlonie Brando, ale kiedy zagrał ją Robert De Niro, okazała się również wielką kreacją. Po filmie „Harry Angel” Rourke stał się moim wielkim idolem. Pamiętam, że zacząłem się wtedy ubierać tak jak on, paradowałem np. w zgniłozielonym prochowcu mojego ojca. Jest tam też niezwykła scena erotyczna z udziałem przepięknej Lisy Bonet, późniejszej żony muzyka Lenny'ego Kravitza. Tej sceny nigdy nie zapomnę. Miłośników Rourke'a przestrzegam natomiast przed obejrzeniem filmu „Niezniszczalni”, który właśnie wszedł na nasze ekrany. Rourke wprawdzie ma ciekawy epizod, ale cała produkcja z udziałem byłych kulturystów kina, gdzie Sylvester Stalone ma podczernione brwi i perukę, jest po prostu żenująca.
Aktor twórca i dyrektor Teatru IMKA w Warszawie