Dziś taki punkt widzenia wydaje się przejawem naiwności. Wystarczy się przyjrzeć debatom nad Wisłą. Niejeden dawny zwolennik przemian zapoczątkowanych u progu III RP nie kryje krytycznego namysłu chociażby nad ówczesną galopującą prywatyzacją polskiej gospodarki.
Czy to już jednak oznacza recydywę myśli socjalistycznej? A może nie warto w ogóle stawiać pytań o żywotność jakiejkolwiek ideologii, bo tak naprawdę XX stulecie to tylko drobny szczegół w dziejach ludzkości. Czym bowiem są spory o lewicowe i prawicowe koncepcje społeczeństwa wobec rewolucji neolitycznej – epoki trwającej w latach około 10 000–4000 przed narodzeniem Chrystusa, kiedy ludzkość przechodziła od łowiectwa, zbieractwa i koczownictwa do rolnictwa, hodowli i osiadłego trybu życia?
Sięgam po najnowsze wydanie kwartalnika „Kronos" (nr 3/2014), a tam jednym z głównych tematów jest dorobek Friedricha Georga Jüngera. Sztandarowym dziełem tego niemieckiego pisarza jest traktat „Perfekcja techniki" z roku 1939, ale w wyniku wojennych perypetii opublikowany dopiero w 1946. Jünger dostrzegał w tej książce podwójne oblicze postępu technicznego – jako czynnika twórczego, a zarazem niszczycielskiego – co dało o sobie znać szczególnie w trakcie dwóch wojen światowych. W oczach autora rozwijająca się technika to także źródło rozrastającej się władzy.
Z kolei w liście autora do swojego starszego brata Ernsta (też pisarza, skądinąd bardziej znanego od niego) z 13 czerwca 1940 roku pojawia się następujące spostrzeżenie: „Z jednej strony udoskonalenie aparatury mechanicznej, z drugiej ludzka organizacja, której powstanie wymusza mechanizm – wszystko to ma cechy przypominające państwo mrówek czy termitów".
Wniosek? Być może to technika (rozumiana także jako technologia władzy czy ujarzmianie przyrody) – często wbrew ideologiom – decyduje o tym, w jaki sposób politycy organizują społeczeństwa.