Większość państw Afryki Północnej w swojej polityce zagranicznej stosuje taktykę zwaną: tańczenie na drabinie. Od czasów zimnej wojny obstawiają obydwie strony rywalizacji, czekając, która da im więcej, by je obłaskawić, lub która ostatecznie wygra konfrontację. Robienie interesów zarówno z USA, jak i z Rosją oraz Chinami nie jest dla nich niczym nadzwyczajnym. Oficjalnie sojusznikami globalnego Zachodu są Egipt i Maroko, a mimo to relacje z Rosją i Chinami są dla nich ważne jako argument przekonujący USA i UE do ustępstw. Algieria jest propagandowym sojusznikiem Rosji i Chin, ale jeśli chodzi o twarde interesy, to robi je również z USA i UE. Tunezja w czasach Burgiby była krajem stricte neutralnym. W czasach Ben Alego zbliżyła się do Zachodu, a pod rządami Kaisa Sayeda flirtuje z Chinami. Libia z kolei od upadku Kaddafiego jest areną walki mocarstw globalnych i regionalnych. Jednocześnie od czasów Arabskiej Wiosny wszystkie te państwa łączy pewien strach przed Zachodem, a od wojny w Iraku ich społeczeństwa są zdecydowanie antyamerykańskie.