O „Arcane” trudno pisać bez zdradzania jakichkolwiek zwrotów akcji, więc wystarczy jedynie wspomnieć, że historia zaczyna się na tym samym cliffhangerze, na którym skończył się pierwszy sezon. W nowej serii wciąż obserwujemy tragiczne losy bohaterów – Jayce konfrontuje się z ideałami własnej młodości, Mel przeciwstawia się dumnej matce, Caitlyn zmaga się z żałobą i poluje na Jinx, Viktor walczy ze śmiertelną chorobą, a Vi próbuje odnaleźć się w swojej nowej rzeczywistości. Powracające – ale i nowe – postaci stają po dwóch stronach barykady (miasta Piltover i Zaun) w sezonie, który odmieni losy tego animowanego świata. Na lepsze albo gorsze. A jest to miejsce nieoczywiste – steampunkowe, w którym magia łączy się z technologią. Szkoda tylko, że twórcy tak rzadko znajdują czas, aby jeszcze lepiej pozwolić nam zrozumieć ekranowe uniwersum.
W nowym „Arcane” co jakiś czas wkrada się chaos narracyjny, to bowiem zbyt przepastna historia (posiadająca za dużo łączących się podrozdziałów), aby móc zamknąć opowieść w dwóch niezbyt długich sezonach. Niby należy się szacunek dla twórców, że postanowili sztucznie nie przedłużać serialu, niemniej nadal odnosimy wrażenie, że sama historia biegnie do przodu prędzej niż bohaterowie, kiedy uciekają przed krwawym zagrożeniem. „Arcane” co jakiś czas mogłoby zwolnić, nawet jeśli wymagałoby to dokręcenia kolejnych kilku epizodów i przełożenia premiery o kilka miesięcy.
Czytaj więcej
Steve McQueen po raz pierwszy opowiada o mieście swojego urodzenia. Jego „The Blitz”, dostępny na...
Warto wspomnieć, że twórcy postawili na jeszcze więcej scen akcji, a podwyższony budżet – łącznie wynoszący aż 250 milionów dolarów za oba sezony! – pozwolił im spełniać wszelkie zachcianki. Żonglerka stylami animacji i dźwiękiem, a także bardziej krwawe i dokładniej ukazane sceny walki rekompensują momenty, w których – jako widzowie – po prostu nie nadążamy. Przy tym wciąż odnosimy wrażenie, że brakuje tu ogniwa, które spajałoby serial w jeszcze bardziej zrozumiałą zabawę. Wysoka stawka i teledyskowe sekwencje z patetyczną muzyką robią z serialu krótki epos, który powinniśmy brać w pełni na poważnie – w końcu nasi herosi walczą nie tylko o pokój w ich mikroświecie, ale też o śmierć i życie. Problem polega na tym, że „Arcane” nie zawsze daje nam narzędzia, aby w pełni im kibicować.
Gracze znający oryginalne postaci z gry będą zachwyceni – to właśnie w drugim sezonie dochodzi do „pełnych” metamorfoz bohaterów. Z tej perspektywy oglądanie „Arcane” przypomina projekcję filmu Hitchcocka – naszą uwagę nieustannie podtrzymuje suspens. Mniej więcej wiemy, co się wydarzy, ale nadal nie znamy odpowiedzi na pytanie „jak”. Tylko co z całą resztą widzów? Już w pierwszym sezonie potrzeba było paru odcinków, aby w pełni „poczuć” bohaterów i znaleźć swoich ulubieńców. Teraz jest to trudniejsze.