Posłanki Lewicy przyszły do Sejmu ubrane w żałobną czerń, bo marszałek Hołownia zdecydował o opóźnieniu o cały miesiąc procedowania ustawy dopuszczającej aborcję na życzenie, która – o czym wszyscy doskonale i od zawsze wiedzą – ostatecznie i tak wyląduje w koszu, bo na podpis prezydenta nie ma najmniejszych szans. Ale przecież w tej sprawie wcale nie chodzi o to, żeby przepisy aborcyjne zliberalizować, tylko o to, żeby je liberalizować, najlepiej w nieskończoność, bo jakby się wreszcie udało, to lewica straciłaby większość swojego politycznego paliwa.