Ostatnio głównie nadrabiam zaległości, bo mój tzw. stosik wstydu zamienił się już w hałdę. Bardzo dużo czytelniczej satysfakcji daje mi aktualnie „Pokora” Szczepana Twardocha, czyli żadna świeżynka. Z wypiekami pochłonąłem „Dinozaury odkryte na nowo. Jak rewolucja naukowa rewiduje historię” Michaela J. Bentona. Nowe opracowania o dinozaurach to jedno z moich najprzyjemniejszych „guilty pleasures”. A w weekend, jeśli nic mi nie przeszkodzi, w końcu złapię się za ostatnie powieści Cormaca McCarthy’ego. Spodziewam się literackiej uczty.
Z serialowych nowości chyba najbardziej spodobał mi się „The Bear”. Świetne postacie, odważna forma. Po ponad dekadzie od ostatniego razu obejrzałem też ponownie „The Wire” i powiem przewrotnie, że chyba trochę żałuję, bo na tle tego arcydzieła większość seriali, starych i nowych, wydaje się płytka i niepotrzebna. W kinie byłem ostatnio na „Oppenheimerze”, podobał mi się. Mało oryginalnie.
Czytaj więcej
W chwili relaksu niezmiennie króluje u mnie Kult i Kazik Staszewski, czyli mój numer jeden wśród wszystkich wykonawców na świecie.
Z nowych albumów słucham „Gates of Europe” Jerome’a Reutera, grającego jako Rome. To neofolkowy bard, ma świetny wokal i dryg do zgrabnych tekstów. Uwielbiam też postmetalowy zespół Amenra, pasuje mi u nich wszystko, łączą smutek i refleksję z gitarową agresją w idealnych proporcjach, a w akustycznym wydaniu ich muzyka staje się przedziwnie sakralna i po prostu piękna.
Śledzę pilnie twórczość Zoe Zanias, która gra coś w rodzaju depresyjnego, postapokaliptycznego rave’u. Pyszności.