Lena Dunham, sportretowawszy pokolenie milenialsów w głośnym serialu „Dziewczyny” (2012–2017), powraca po latach, by zrealizować pełnometrażowy film – pierwszy od czasu „Mebelków” z 2010 r. Przygląda się w nim generacji dzisiejszych nastolatków, choć przyodzianych w średniowieczny kostium. „Catherine zwana Birdy” to bowiem ekranizacja popularnej w Stanach Zjednoczonych powieści autorstwa Karen Cushman z 1994 r. Kino zgrabnie napisane i wyreżyserowane, tworzące figlarny i eskapistyczny klimat, a jednak do tematu dojrzewania podchodzące bardzo poważnie. Na poziomie wizualnym nie ma tu miejsca na charakterystyczne dla epoki brudy i zgniliznę (może z wyjątkiem otwierającej całość sekwencji, w której główna bohaterka tarza się wraz z przyjaciółmi w błocie, choć i ten moment uchwycony jest za dnia, w świetle słońca) – te kryją się raczej w moralności co niektórych postaci oraz rzecz jasna w samym procesie zamykania drzwi prowadzących do krainy dzieciństwa.