Chłopcy zbierają się rano, gdy zmęczona nocną zabawą Gucza budzi się z krótkiego snu. To jedyny salon gier w dwutysięcznym miasteczku i całej okolicy. Atrakcja jak wesołe miasteczko nie tak dawno, kiedy byli jeszcze dziećmi. Instrumenty stoją oparte w rządku o ścianę kamienicy. Lśnią w słońcu. Mirko siedzi na schodkach, pilnuje. Reszta w środku za pomalowanymi na zielono szybami wydaje zarobione wczoraj pieniądze. Czekają, aż festiwalowicze ruszą do niezliczonych knajpeczek, straganów, przydrożnych stołów, suto zastawionych jedzeniem, pieczonymi w całości prosiakami, baranami, plaskawicą, rakiją i czym tylko dusza zapragnie.