Ferrada jest uznaną autorką książek dla dzieci i młodzieży, a także dziennikarką. Krótka, 135-stronicowa minipowieść „Kramp” jest jej pierwszą książką „dla dorosłych”, choć nie jest to jasne od samego początku. Do ostatnich rozdziałów stanie się już jednak czytelne, że dziecięcy język skrywa demony chilijskiej przeszłości.
Historia na pozór nie jest skomplikowana. Młody mężczyzna pewnego dnia orientuje się, że to, co lubi w życiu robić i co mu wychodzi najlepiej, to handel. Zostaje więc komiwojażerem kursującym w pewnym państwie Ameryki Południowej po prowincjonalnych miastach i miasteczkach, sprzedając sklepom produkty różnych sieci, z którymi współpracuje: „gwoździe, piły, młotki, zasuwy i wizjery do drzwi marki Kramp”. Z reguły są to narzędzia i materiały budowlane oraz dla majsterkowiczów. Ale nie wciska ludziom bubli. Sam bowiem wraz z poślubioną „piękną kobietą” zbudował dom, „korzystając z produktów marki Kramp, i jakiś czas później urodziła im się córka, którą nazwali M” – czytamy i za chwilę narratorka zdradza: „M to ja”.