Dobra polszczyzna, nieobecność debilnych żartów i komentarzy, jak w prywatnych rozgłośniach. Ale, ale. Okazuje się, że i tu, obok ambitnych debat politycznych, których uczestnicy pochylają się z troską nad łamaniem praw przez obecną władzę, przyda się pokokietować słuchacza o mniejszych wymaganiach. Znaczy się: młodszego, który w rozumieniu właścicieli mediów specjalnie mądry nie jest.
Oto wpadam na audycję niejakiego pana Owczarka („off-czarka"). Jego rozmówcą jest pani profesor archeologii, mowa o budowlach Mieszka I na Ostrowie Lednickim. Pani profesor opowiada, że pałace Mieszka były malowane na różowo, w deszczu ciemniały. Na to redaktor Owczarek: „ I co, mieszkańcy nie powiedzieli: »Kurde, Mieszko, coś nam ty tu za badziewie wstawił?«".
Jak rozumiem, zabieg jest taki: język profesorski przybliżmy młodemu słuchaczowi. Bo języka profesorskiego on nie rozumie, a jeśli nawet zajarzy, to uczona gadka nudzi go śmiertelnie.
Co z tym zrobić? Liftingujemy wywód za pomocą wstawek języka tzw. młodzieżowego.
Na przykład słowo „kurde". Niby nic, a dodaje smaku. Nie trzeba go wypipać, a słuchacz od razu poczuje, że jest mu fajnie, mówi do niego ktoś fajny, a nie jakiś dęty profesorek. I od razu takiego słuchacza sobie zjednujemy. Jest nasz. A słuchacz to dla stacji, jak wiadomo, zdobycz bezcenna.