Krychowiak. Kariera z francuskim akcentem

Grzegorz Krychowiak będzie grał w klubie, który nie zna granic – finansowych ani sportowych. Paris Saint-Germain to duma francuskiej stolicy i katarskich szejków. Polak ma być wojownikiem, sprowadzono go po to, by rzucić Paryżowi do stóp Ligę Mistrzów.

Aktualizacja: 10.07.2016 16:04 Publikacja: 07.07.2016 12:12

Foto: materiały prasowe

Przechodził przez wszystkie fazy – był już cudownym dzieckiem i największą nadzieją polskiego futbolu, by stać się zmarnowanym talentem i przestrogą dla młodych piłkarzy, którzy chcą przeskoczyć kilka stopni naraz, wyjeżdżają na Zachód i tam giną. W końcu został solidnym ligowcem, później reprezentantem, następnie jednym z liderów drużyny i graczem, bez którego trudno wyobrazić sobie podstawową polską jedenastkę. Euro 2016 kończy już jako najdroższy piłkarz w historii polskiego futbolu. Grzegorz Krychowiak przeszedł właśnie do Paris Saint-Germain za – nieoficjalnie – 28 milionów euro.

Krychowiak nie będzie się musiał we Francji aklimatyzować. Wraca do siebie – silniejszy i lepszy piłkarsko, w dodatku do trenera Unaia Emery'ego, który ufa mu w stu procentach i którego listę życzeń otwierał, gdy Emery przenosił się z Sevilli do Paryża. Ma wszelkie dane ku temu, by w PSG błyszczeć i jeszcze bardziej umocnić swoją pozycję w panteonie sław polskiej piłki. Krychowiak wyjechał do Francji jako 16-letni dzieciak – wybrał akademię Girondins Bordeaux zamiast juniorów Arki Gdynia. Wbrew tym, którzy doradzali mu pozostanie w Polsce, ostrzegali, że we Francji przepadnie i słuch o nim zaginie.

Dziś w Krychowiaku prawdopodobnie więcej już Francuza niż Polaka. Od lat jest w związku z francuską modelką Celią Jaunat, na co dzień mówi więc wyłącznie po francusku. Koledzy z reprezentacji często sobie z niego żartują, bo chociaż oczywiście polskiego nie zapomniał, to gdy się wypowiada, słychać francuską melodię. Czasem partnerzy z kadry żartobliwie porównują go do Henryka Kasperczaka, który tyle lat spędził we Francji i afrykańskich krajach francuskojęzycznych, że też mówi z wyraźnym akcentem.

Paryż jest ulubionym miastem Krychowiaka, i zawsze był dla niego miejscem wypadów, gdy tylko miał chwilę wolnego. Nieważne, czy mieszkał w Bordeaux, Reims, Nantes czy Sevilli. To tam realizuje swoją pasję, którą później tak chętnie chwali się na portalach społecznościowych – kupuje ubrania.

Nauka w Sevilli

Zresztą w czasach tabloidyzacji mediów płaszcz Krychowiaka z kołnierzem wyłożonym lisim futrem urósł do rangi tematu numer jeden dla niektórych portali internetowych. W PSG polski piłkarz będzie zarabiał (według „Super Expressu") 400 tysięcy euro miesięcznie brutto – rocznie 4,8 miliona euro. To daje dziennie 13,5 tysięcy euro – około 58 tysięcy złotych. Za sam podpis pod umową z napędzanym katarskimi pieniędzmi najbardziej snobistycznym klubem we Francji, na którego meczach po prostu elicie politycznej i śmietance towarzyskiej wypada bywać, Krychowiak dostał premię w postaci 4,2 miliona euro. Do tego dochodzą kontrakty reklamowe – reprezentant Polski w trakcie Euro zdecydowanie ograniczył swoją aktywność w mediach społecznościowych. A jednak znajdował czas, by na Twitterze poinformować blisko 120 tysięcy śledzących go osób, że uczy się inwestować pieniądze z pewną firmą brokerską i że najlepiej emocje związane z mistrzostwami Europy przeżywa się z  koreańską firmą produkującą sprzęt elektroniczny.

Krychowiak wciąż jeszcze nie jest królem rynku reklamowego wśród polskich piłkarzy – na tronie siedzi Robert Lewandowski i jego panowanie nie jest zagrożone. Ale nowy piłkarz PSG już znajduje się na drugim miejscu i zaczyna deptać napastnikowi Bayernu po piętach. Ponoć Krychowiak miał ofertę sponsorską od firmy produkującej sprzęt sportowy, która ubiera też Lewandowskiego. W reklamach musiałby jednak przystać na rolę drugoplanową, nie zgodził się więc na podpisanie umowy, wybrał inną – mniej korzystną – ofertę, ale w stajni konkurencyjnego producenta jest postacią nr 1.

Dotychczas najdroższym polskim piłkarzem był Jerzy Dudek. W 2001 roku przeszedł z Feyenoordu Rotterdam do Liverpoolu za 7,4 miliona euro. Od tamtej pory – a przecież minęło już 15 lat – nikt mu nie zagroził. Drugim najdroższym transferem była poprzednia przeprowadzka Krychowiaka – dwa lata temu Sevilla zapłaciła Stade Reims 5,5 miliona euro za defensywnego pomocnika. Jak widać, Hiszpanie zrobili na sprowadzeniu Polaka świetny interes.

Krychowiak przychodził do klubu ze stolicy Andaluzji z bardzo trudnym zadaniem. Miał zastąpić lidera środka pola – Ivana Rakiticia, który odszedł tego samego lata do wielkiej Barcelony. Ramón Rodríguez Verdejo, znany jako Monchi – dyrektor sportowy Sevilli, dokonuje w tym klubie prawdziwych cudów: wynajduje obiecujących zawodników, sprowadza ich tanio, po czym z wielkim zyskiem sprzedaje. Tym razem dostał jasne wskazówki od trenera Unaia Emery'ego. Szkoleniowiec miał powiedzieć, że chce w miejsce Rakiticia zawodnika, który będzie „fizycznym monstrum", dobrego zarówno w defensywie, jak i umiejącego rozgrywać. Monchi sprowadził mu człowieka niemal idealnie odpowiadającego temu opisowi – Krychowiaka.

Niemal, ponieważ Polak grą w ofensywie nigdy nie imponował. W całej klubowej karierze seniorskiej zdobył zaledwie 15 goli. Dwa dołożył w reprezentacji – oba w meczach eliminacji Euro 2016: przeciwko Gruzji oraz w decydującym o awansie spotkaniu z Irlandią. We Francji był typowym defensywnym pomocnikiem – jego podstawowym zadaniem było zatrzymać akcję rywala, odebrać piłkę i podać do kogoś, kto już będzie wiedział, jak skonstruować akcję zaczepną.

Ale Krychowiak był też swoich ułomności świadomy. Gdy decydował się na transfer do Sevilli, otwarcie mówił, że ma nadzieję, iż w La Liga znacznie poprawi swoje umiejętności rozgrywania, że stanie się zawodnikiem bardziej wszechstronnym, odnajdzie się w grze na małej przestrzeni, szybkich podaniach, nauczy się wiele w ofensywie. Po transferze i pierwszych tygodniach gry w Hiszpanii przyznawał w rozmowie z „Rzeczpospolitą": – Tu akcje buduje się bardzo dokładnymi podaniami od bramkarza, poprzez obrońców i pomocników. Każde zagranie musi być dopieszczone, idealnie do nogi kolegi. W Sevilli widzę, że naprawdę do każdego podania trzeba się przyłożyć. Każde musi być idealnie przemyślane, zagrane na odpowiednią stronę. Nie można sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia.

I w Hiszpanii zrobił kolosalny postęp. W ogromnej mierze dzięki swojej etyce pracy. Sam siebie nazywa perfekcjonistą, gdy do czegoś się bierze, chce być najlepszy; opowiada, że jego życie jest tak podporządkowane futbolowi, że wręcz nudne. W rozmowie z „Rzeczpospolitą" mówił, że gdy był dzieckiem, mama dawała mu wygrać w karty, byle tylko się nie wściekał.

Ale choć w Hiszpanii nauczył się wiele w ofensywie, nazwać  go dziś rozgrywającym jest wciąż grubą przesadą. Tymczasem po jego dwóch fantastycznych sezonach w Sevilli można było odnieść wrażenie, że to na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za losy zespołu Nawałki także w ataku.

Inna bajka

Teraz w PSG stworzy środek pomocy z Włochem Marco Verrattim, jednym z najbardziej fascynujących piłkarzy w Europie, oraz z reprezentantem Francji Blaise'em Matuidim, o ile uda się w go w klubie zatrzymać, bo ponoć biją się o niego Bayern Monachium oraz Manchester United. Z tej trójki Polak w najmniejszym stopniu będzie odpowiadał za konstruowanie ataków.

Cena, jaką PSG zapłaciło za Krychowiaka, to kolejny dowód na wielkość Monchiego. 28 milionów euro zawodnicy o takiej charakterystyce kosztują rzadko. Najdroższym pomocnikiem, który sam nie obraziłby się za dodanie przymiotnika „defensywny", był w 2005 roku Michael Essien, na którego Chelsea wydała 38 milionów euro.

Paryż przyjmie go jak swego. W Ligue 1 rozegrał 72 mecze, w drugiej lidze francuskiej ponad 50, miłość do miasta deklaruje niepytany. Nowym trenerem PSG – klubu, który sięgnął po cztery mistrzostwa z rzędu, a katarskie pieniądze powodują, że mało kto będzie mógł z paryżanami rywalizować – został Emery, czyli człowiek, który przez dwa ostatnie lata prowadził Krychowiaka w Sevilli. Razem dwukrotnie wygrywali w Lidze Europejskiej, Polak bywał u tego trenera kapitanem drużyny. Można w ciemno zakładać, że Hiszpan dalej będzie mu ufał.

Krychowiak wyjechał do Francji jako nastolatek. Urodził się w 1990 roku w Mrzeżynie, ale szybko miejscowy klub piłkarski Orzeł okazał się dla niego zbyt mały. Podobnie jak Żaki w Kołobrzegu i Stal w Szczecinie. Był juniorem Arki Gdynia, gdy zgłosiło się po niego Bordeaux, a pod opiekę wziął go we Francji były legendarny polski piłkarz – Andrzej Szarmach. Nastolatek już wcześniej znał życie w internatach, daleko od domu, jego ojciec Edward wspomina, że dla Grzegorza podróżowanie samotnie po Polsce było codziennością. Ale wyjazd za granicę to była zupełnie inna bajka. – Wiedziałem, że to jest moja gigantyczna szansa i nie mogę jej przegapić. Wiedziałem, że takich zawodników jak ja jest w Bordeaux przynajmniej 60 i każdy z nich chce skończyć jako profesjonalny piłkarz. Wyjazd w wieku 15 lat za granicę nie jest łatwy, ale już wtedy wiedziałem, że muszę naprawdę ciężko pracować i w pełni się temu poświęcić – wspominał w rozmowie z „Rzeczpospolitej".

Po raz pierwszy przedstawił się szerszej publiczności podczas mistrzostw świata do lat 20 w Kanadzie w 2007 roku, mimo że był jednym z najmłodszych w zespole prowadzonym przez Michała Globisza. W jego wieku był tylko trzeci bramkarz, wzięty do kadry wyłącznie po to, by się uczył – Wojciech Szczęsny. Dziś z bramkarzem, który poprzedni sezon spędził w Romie, są przyjaciółmi, a podczas zgrupowań reprezentacji wydają się nierozłączni.

W Kanadzie Krychowiak strzelił fantastyczną bramkę z rzutu wolnego w wygranym 1:0 meczu z Brazylią. Dziś jednak tamtą chwilę bagatelizuje. – Na mistrzostwach świata do lat 20 wyszedł mi ten jeden rzut wolny... Inna sprawa, że trzeba wiedzieć, kiedy taki strzał ma wyjść. Innym się udawało na treningach, mnie w meczu otwarcia przeciwko Brazylii – mówił niedawno.

Z młodymi zawodnikami Globisza do Kanady pojechał ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski, Holender Leo Beenhakker. I w grudniu 2008 roku zaprosił 18-latka na zgrupowanie w tureckiej Antalyi, gdzie głównie pojechali piłkarze z polskiej ligi. Krychowiak był wówczas zawodnikiem rezerw Bordeaux – klubu, który prowadził Laurent Blanc (to jego zastąpił Emery w PSG). Bordeaux występowało wówczas w Lidze Mistrzów. Nastolatek nie miał wielkich szans przebić się do seniorów, ale Beenhakker widział w nim ogromny potencjał i chciał koniecznie, by Krychowiak pojawił się na zgrupowaniu kadry. Selekcjoner mówił wówczas, że jeśli Krychowiakowi nie stanie się nic złego z głową, natychmiast zresztą dodając, że nie powinno, to  mając 24–25 lat, będzie ważną postacią w silnym europejskim klubie.

Chociaż zadebiutował w reprezentacji jako nastolatek, to na następny występ musiał poczekać aż trzy lata, a i wówczas był to tylko epizod. Z cudownego dziecka polskiej piłki stał się zmarnowanym talentem. Za namową Szarmacha zdecydował się na wypożyczenie do trzeciej ligi, do Reims. – W Polsce ludzie łapali się za głowy, że chłopak, który powinien już grać w reprezentacji, wylądował w trzeciej lidze francuskiej. Ale Szarmach mi tłumaczył i powtarzał, żebym się w ogóle tymi głosami nie przejmował. Żebym powoli szedł do celów, które sobie wyznaczyłem. To nie było dla mnie łatwe, patrzyłem, jak moi koledzy z Bordeaux występują w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Przecież ja chciałem grać tak jak oni – wspominał w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej".

Po powrocie z wypożyczenia najpierw było kolejne – do drugoligowego Nantes, aż w końcu w Bordeaux uznali, że Krychowiak nie będzie im potrzebny, i latem 2012 roku sprzedali go za 800 tysięcy euro do klubu, w którym pozwolono mu zaistnieć po raz pierwszy – Reims. Zespół ze stolicy Szampanii w tym czasie awansował do Ligue 1, a beniaminek skazywany przez wszystkich na pożarcie potrzebował wzmocnień przed wyniszczającą walką o utrzymanie.

Mądry Leo

W tym czasie wielu postawiło na nim krzyżyk. Gdy w 2011 roku Franciszek Smuda na zimowe zgrupowanie w Portugalii powołał Krychowiaka z drugiej ligi francuskiej, kwestionowano sens tego wyboru. Zastąpił wówczas Rafała Murawskiego na minutę przed końcem wygranego 1:0 spotkania z Norwegią. Dopiero za kadencji Waldemara Fornalika, co wiązało się z tym, że w końcu zaczął regularnie występować w najwyższej klasie rozgrywkowej, stał się ważną postacią w kadrze i zadomowił się w drużynie narodowej.

Przepowiednia Beenhakkera sprawdza się więc w stu procentach – swoją drogą, inną gwiazdą reprezentacji na turnieju we Francji był kolejny wynalazek Holendra, również kwestionowany: Michał Pazdan.

Krychowiak w wieku 26 lat trafił do klubu, który ma jeden cel – triumf w Lidze Mistrzów. Kolejne tytuły w Ligue 1 są w okolicach Parc des Princes przyjmowane jako pewnik. Rząd Kataru nie po to jednak pompuje w klub tak gigantyczne pieniądze, by nie zdobyć w końcu najważniejszego w europejskiej piłce trofeum. To dlatego ściągnięto Emery'ego, a wraz z nim jego wojownika – Krychowiaka.

Kariera polskiego pomocnika jest kolejnym przykładem na to, że w sporcie talent jest ważny, ale niepoparty ciężką pracą, wyrzeczeniami i dążeniem do perfekcji nie wystarczy, by osiągnąć szczyt. W reprezentacji do lat 20, która pojechała na mistrzostwa do Kanady, największą gwiazdą był Dawid Janczyk. Po turnieju i trzech strzelonych golach przeszedł za blisko 5 milionów euro do CSKA Moskwa. Dziś 28-letni Janczyk po kilku rozbratach z piłką, kłopotami z alkoholem, jest zawodnikiem I-ligowej Sandecji Nowy Sącz. Z jego perspektywy i tak nie jest najgorzej – w pewnym momencie wszystko wskazywało na to, że się wykolei, przez dwa lata w ogóle nie uprawiał zawodowo futbolu.

– Gdy przyjechałem z Polski, byłem jednym z najgorszych w akademii Bordeaux. Zdecydowanie. Każdego roku trzech, czterech najzdolniejszych juniorów kończy z kontraktem profesjonalnym. Ale wtedy zaczynają się prawdziwe schody, bo wielu się wydaje, że właśnie osiągnęli swój cel. Tymczasem w tym momencie wszystko się zaczyna. Dopiero wtedy się okaże, czy naprawdę zaistniejesz w piłce i będziesz grał, czy przepadniesz – mówił Krychowiak „Rzeczpospolitej".

Największymi gwiazdami w jego roczniku byli Gregory Sertić oraz Gabriel Obertan. Ten pierwszy jest dziś kapitanem Bordeaux. Drugi w 2009 roku – czyli w czasie gdy Krychowiak biegał po trzecioligowych boiskach – jako wielki talent trafił do Manchesteru United. Tam nigdy się nie przebił, ale przeszedł do Newcastle. Krychowiak zaszedł dalej i wciąż idzie.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą