Zagrożenie, może nawet zielone ludziki w korytarzu suwalskim... Jeśli nie dziś, to pewnie jutro! Uchodźcy skradający się cichaczem po nocach pod naszymi oknami. Co nam zrobią? Co my zrobimy w sytuacji zagrożenia? Setki pytań i mętne odpowiedzi. Atmosfera zbliżającej się wojny. Jeszcze chwila i zaczniemy wykupywać w spożywczych mąkę i cukier. Jedni grają emocjami, drudzy je tonują.
Polską zawładnęła psychoza strachu. Czy uzasadniona? Bez wątpienia, bo to geopolityka po raz pierwszy zapukała do naszych drzwi. Upomniała się o nas na samej polskiej granicy. A my? Kompletnie nieprzygotowani. Sparaliżowani megabajtami informacji. Nie rozumiemy, że wszystko to jest groźne, ale – przynajmniej na razie – dzieje się głównie w sferze medialnej, że to prawdziwe miejsce konfliktu. Owszem, są przepychanki na polskiej granicy. Koczują jacyś ludzie. Rzucają czasem kamieniami, a naprzeciw nich tarcze polskich sił bezpieczeństwa i armatki wodne. Ale to tylko obrazy. Nikt nie podjął realnej inwazji na nasz kraj. Nie ma żadnej wojny poza komunikacyjną.