Irlandia, Niemcy, Stany Zjednoczone, Austria, Holandia, a nawet Rzym (i słynna sprawa założyciela Legionistów Chrystusa) – media zachodnie pełne są opisów skandali w Kościele. I nie chodzi tylko o skandale pedofilskie czy szerzej seksualne (niemała część ofiar to były już nastolatki), ale w równym stopniu o skandal „złej solidarności”, która pozwalała hierarchom przedkładać interes instytucji ponad dobro i bezpieczeństwo ofiar. I nie ma się co oszukiwać, że na opisanych już wydarzeniach i krajach się skończy. W najbliższych latach możemy się spodziewać wysypu podobnych (częściowo dmuchanych czy sprzed bardzo wielu lat, jak sprawy z Niemiec, które wydarzyły się w latach 50.) spraw, które podkopywać będą autorytet Kościoła w kolejnych krajach. Nie da się wykluczyć, że pojawią się także doniesienia o Polsce.
Ta pewność wynika ze znajomości mediów. Gdy już chwycą temat, który interesuje opinię publiczną, to ciągną go w nieskończoność. Nie ma zaś co ukrywać, że występki seksualne duchownych, krzywda dzieci i hipokryzja Kościoła w hierarchii „żrących” tematów dziennikarskich sytuują się bardzo wysoko. I dlatego dziennikarze śledczy będą szukać nowych, a niekiedy starych i zapomnianych materiałów. Ośmielone zaś „sukcesem” irlandzkich czy amerykańskich molestowanych, ofiary będą coraz częściej zgłaszały się nie tylko do kurii, sądów, ale również do mediów. Wszystko będzie się więc kręcić, a nieudolne próby tuszowania takich spraw będą tylko jeszcze mocniej kompromitowały instytucje kościelne. Nie ma też co ukrywać, że niespecjalnie przepadający za „zacofanym” i „konserwatywnym” Kościołem dziennikarze będą też nadawać takim sprawom odpowiedni rozgłos.
[srodtytul]Niezmienny scenariusz[/srodtytul]
Scenariusz będzie, wiadomo to już z poprzednich spraw, stały. Najpierw do mediów przebije się jeden czy dwóch poszkodowanych.
A gdy podchwycą temat, rozpocznie się jego długotrwałe wałkowanie. Biskupi albo nabiorą wody w usta (jak początkowo w Irlandii czy przy pierwszych skandalach w Polsce), albo zdecydują się na natychmiastowe przeprosiny (jak to miało miejsce w Niemczech czy Holandii). Ale w odbiorze społecznym niewiele to zmieni. Publicyści, działacze katoliccy (szczególnie tzw. postępowi) i politycy lewicy zaczną wzywać do głębokiej reformy Kościoła. Lekarstwem na kryzys będzie miało być oczywiście zniesienie celibatu, głęboka demokratyzacja i większa rola świeckich, a także liberalizacja nauczania moralnego. Do chóru krytyków z wewnątrz Kościoła dołączą się także zewnętrzni przeciwnicy katolicyzmu.