Nawet sprawny scenarzysta nie wymyśliłby lepszego początku dla tej historii niż ten, który wydarzył się w rzeczywistości. Jest sierpień roku 1944, wojna potrwa jeszcze prawie rok. 18-letni Ginsberg pisze do starszego o cztery lata Kerouaca po raz pierwszy i to od razu na adres więzienia w nowojorskim Bronksie. Przyszły autor „W drodze" wylądował tam za pomoc w zacieraniu śladów zabójstwa, którego dokonał ich wspólny przyjaciel Lucien Carr. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że o tym właśnie traktuje ów list. Bynajmniej. Ginsberg skupia się w nim na niedawnej lekturze „Martwych dusz" Gogola i meandrach duszy rosyjskiej. A gdyby nie nota edytorska, nikt by się nie domyślił, że obaj (bo przyszły autor „Skowytu" również, choć w mniejszym stopniu) zamieszani są w poważne przestępstwo. Również tego, że w więzieniu Kerouac się ożenił, dowiadujemy się od redaktorów. Tak jak tego, że zabójca spędził dwa lata w więzieniu. Obaj korespondenci skupiają się bowiem na przygodach umysłu. Piszą o Adlerze, egocentryzmie, o nowej wizji, jak początkowo nazywali to, co później nazwano filozofią Beat Generation.
I tak będzie już do końca tej trwającej niemal dwadzieścia lat epistolarnej epopei. Bo zgodnie z zasadą Hitchcocka rzecz zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie. Owszem, zdaję sobie sprawę, że trudno w to uwierzyć, a zatem trochę faktów. Allen Ginsberg też ląduje w więzieniu. Wsadzają go za pomoc w ukrywaniu kradzionych przedmiotów, które zostawili u niego przyjaciele z kręgu bitników, w tym ówczesny przestępca, a późniejszy pisarz Herbert Huncke. Żeby nie zostać skazanym, poddaje się leczeniu psychiatrycznemu. Tyle że, wbrew temu co można by sądzić, wcale nie jest to wybieg. Ginsberg naprawdę jest chory. Podobnie jak jego matka, zamknięta przez lata w szpitalu. Ledwie kilka miesięcy wcześniej miał szalone wizje, które stały się później dla niego rodzajem wielkiej poetyckiej inicjacji. Uważał je za podstawowe dla swojej twórczości, a że był wtedy bliski całkowitego obłędu i samobójstwa, to już inna sprawa. Czyż w takim kontekście może dziwić, że brał wszystkie narkotyki, jakie tylko były w owym czasie dostępne? Że sypiał z mężczyznami i kobietami (bo choć w historii amerykańskiej kultury zapisał się jako jeden z pierwszych gejów, nie ukrywających swojej orientacji, w istocie był biseksualny), że leczył się z homoseksualizmu, romansował z niemal wszystkimi ze swojego kręgu (z Williamem Burroughsem na czele), że przeszedł szkolenie w marynarce i nawet zaciągnął się na statek, a także że zmieniał miejsca zamieszkania z Wybrzeża Wschodniego (skąd pochodził) na Zachodnie i na odwrót?
A Kerouac? Nie odstaje od Ginsberga. On też ma problemy psychiatryczne. Z ich powodu zostaje zwolniony z wojska. Też jest uzależniony od używek (choć ze wskazaniem na alkohol), też podróżuje po Ameryce jak oszalały, razem z Nealem Cassady'm, co później zostanie opisane w powieści „W drodze". Trzy razy się żeni, chwyta najróżniejszych dorywczych zajęć, żyje w najróżniejszych erotycznych trójkątach i czworokątach, wciąż się przeprowadza, pielgrzymuje do meksykańskiego azylu wspólnego przyjaciela Williama Burroughsa, autora słynnego „Nagiego lunchu", „Ćpuna" i „Pedała", mentora twórców Beat Generation, który pokazał im świat niebezpiecznych eksperymentów. Przede wszystkim narkotyków (sam był nawet dilerem i prawdopodobnie dlatego uciekł z USA), biseksualizmu i przestępstw, bo zamroczony używkami zabił swoją partnerkę, strzelając, niczym Wilhelm Tell, do ustawionej na jej głowie szklanki dżinu.
Prawda, że całkiem sporo tego? To wszystko nie miałoby jednak najmniejszego znaczenia, gdybyśmy nie mówili o artystach wybitnych, których twórczość naprawdę zmieniła Amerykę. To też możemy obserwować dzięki korespondencji Kerouaca z Ginsbergiem niejako od środka. Poznajemy ich jako początkujących poetów, których wierszy nikt nie chce drukować, chwytających się najgorszych dorywczych zajęć (Kerouac czyści nawet toalety, co staje się zresztą przyczyną zabawnej tyrady na temat jidische kopf, żydowskiej głowy jego przyjaciela). Kiedy na początku lat 60. przestają do siebie pisać, są idolami młodzieży. Kerouac dzięki spektakularnemu sukcesowi „W drodze", powieści której wcześniej przez niemal dziesięć lat nikt nie chciał wydać. Ginsberg zaś jest po publikacji „Skowytu" i „Kadyszu", swoich najważniejszych dzieł oraz po głośnym procesie (o którym nota bene w ogóle w tych listach nie wspomina) o obrazę moralności, co uczyniło go symbolem walki o wolność słowa i artystą zapraszanym na wykłady przez najlepsze uniwersytety.
Pojawia się zatem pytanie, co się przez tych kilkanaście lat zmieniło? I wydaje się, że kluczowe są tutaj dwie kwestie. Najważniejszą jest wielka przemiana purytańskiej Ameryki w kraj obyczajowej wolności i rewolucji seksualnej, co później eksplodowało hippisowskim „latem miłości" i kontrkulturą. Bitnicy byli awangardą tego trendu, to oni jako pierwsi uczynili z narkotyków i seksu temat literacki, konsekwentnie zbuntowali się przeciwko społeczeństwu masowemu, odrzucając wszelkie konwenanse i nie uznając żadnych ograniczeń. Zainteresowali się też religiami i filozofią Wschodu, otwierając ścieżkę, którą później podążą miliony zbuntowanych młodych ludzi, a do tego, co w tym przypadku ma znaczenie zasadnicze, również swoje życie traktowali jako dzieło sztuki. Chcieli być prawdziwymi artystami życia i jeśli do kogoś doskonale pasuje określenie „życiopisanie", którym u nas określano twórczość Edwarda Stachury, to właśnie do nich. Przecież właśnie o tym traktują najważniejsze dzieła Beat Generation: „W drodze" Kerouaca i „Skowyt" Ginsberga. To zapis ich bezkompromisowych eksperymentów na samych sobie. Gdy Ginsberg pisze, w pierwszym wersie swojego słynnego poematu „Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem" ma na myśli swoich najbliższych przyjaciół, którym utwór jest dedykowany. Kerouac zresztą kpił, że przez kilka lat (do ukazania się w „New York Timesie" entuzjastycznej recenzji „W drodze", co uczyniło go gwiazdą) był tym gościem, któremu dedykowano „Skowyt". Potem zaś to Ginsberg stał się pierwowzorem jednego z bohaterów kultowej powieści Beat Generation, opowiadającej o życiu na krawędzi.