Czekając na prawdziwą debatę, nie spodziewam się od gospodarzy, że zaproszą posła Suskiego i marszałka Grodzkiego, bo rezultat takiej debaty jest bardziej przewidywalny od śniegu w zimie. Każdy stanie przy swoim i wyjdzie, jaki wszedł. Wysłuchiwanie racji prorządowych traktuję jako stratę czasu, poza tym mam do nich nieustanny dostęp przez media. Czego więc oczekuję od debaty? Oczekuję nowej myśli, oczekuję rozliczeń z myśli starych. Bo przecież nie jest tylko tak, że mamy walkę pomiędzy jedną ideą a drugą, między praworządnością i bezprawiem. Od czasu kiedy rządzi PiS, zmienił się świat, jego wyzwania i potrzeby. Nie da się wejść do tej samej rzeki, zwłaszcza kiedy zagraża jej susza. Dlatego nie chodzę już na debaty, w których po raz kolejny pobrzmiewa kłopot z „durnym i konserwatywnym" narodem. Oczekuję debaty, w której ktoś podejmie wysiłek utożsamienia się z przeciętnym wyborcą, i to nie dla populizmu, tylko empatii.