Przeciętny odbiorca mediów zapytany, gdzie na politycznej mapie umieścić Jarosława i Lecha Kaczyńskich, wskazuje bez chwili wahania – na prawicy. I to takiej, od której na prawo jest już tylko ściana.
Dla wyznawcy poglądów tradycyjnie kojarzonych z prawicą – czy to konserwatywnych, czy wolnorynkowych, czy narodowych – jest to absurdem. Z PiS usunięto wszak Marka Jurka za próbę konstytucyjnego zabezpieczenia prawnego zakazu aborcji, w ślad za nim wylecieli politycy, którzy usiłowali naginać partię ku pryncypiom konserwatywnym, a ideologia gospodarcza tego ugrupowania jest mieszaniną etatyzmu i – zwłaszcza gdy nie sprawuje ono władzy – miękkiego antyrynkowego populizmu.
Prezydent, który, choć do partii nie należy, jest w niej drugą najbardziej wpływową osobą po bracie i decyduje o jej obliczu w znacznie poważniejszym stopniu niż wiceprezesi i członkowie rozmaitych kierowniczych gremiów, demonstruje nieustające poparcie dla działaczy związkowych, dla których, jak obiecuje, drzwi w jego pałacu zawsze są otwarte. Równie ostentacyjnie okazuje niechęć wobec przedsiębiorców, których traktuje raczej jako wyzyskiwaczy żerujących na pracownikach (czego dowodem prezydencki projekt ustawy przewidujący więzienie za niewywiązywanie się ze zobowiązań wobec zatrudnionych) niż jako ludzi tworzących miejsca pracy i dobrobyt kraju.
Do tego zarówno prezydent, jak i jego brat demonstrują przywiązanie do tradycji sanacji i Piłsudskiego i nie kryją, delikatnie mówiąc, dystansu do spuścizny endecji i Dmowskiego. Brutalnie mówiąc, prawicowcy z Kaczyńskich tacy jak i ze starego PPS-owca Jana Olszewskiego, który nie przypadkiem doczekał się ze strony Lecha Kaczyńskiego symbolicznego uczczenia. Skądinąd zresztą Olszewski również ustawiany był zawsze na pozycji prawicowca.
[srodtytul]Definiowanie prawicy[/srodtytul]