Mnie wyciągnięto „dziadka z Armii Czerwonej", Tomaszowi Lisowi wywiad z Wojciechem Jaruzelskim. Zostawmy mojego dziadka, o sprawie pisałem tyle razy, że nie warto o niej tu wspominać. Ale wywiad Lisa z Jaruzelskim pamiętam doskonale. Nie był wcale wywiadem na kolanach, choć generał zachował się wobec rozmówcy dość niestandardowo. Na dodatek Tomasz Lis nie był jedynym, który rozmawiał z generałem. Takich wywiadów były setki. Pamiętam choćby wywiad Joanny Lichockiej, gniewny, stanowczy, ale nieprzekraczający reguł dziennikarstwa informacyjnego.
Zobacz także:
A więc, nie chodzi o sam fakt, ale o atak – obrzydzenie telewidzom konkretnej osoby, prezentując stronnicze, wybiórcze fragmenty, ?na dodatek odpowiednio skomentowane. To oczywiste budowanie obrazu wroga. Czysta propaganda. I znów pytanie: kto za tym stoi? Nie wierzę, że zwykli wyrobnicy w osobach jakichś panów (broń Boże nie należy ich nazywać dziennikarzami) Tulickiego czy Węża. Oni na dłuższą metę będą ofiarami, bo kiedy przestaną wykonywać swoją haniebną robotę, nikt na rynku mediów ich nie zatrudni. Będą musieli szukać pracy gdzie indziej, a nie będzie to łatwe. A wiec kto? Gdzie jest ośrodek kreujący te fale hejtu, centrum telewizyjnego Mordoru? Czy to kierownictwo TAI? Trudno w to uwierzyć. Jej szef jest przecież dziennikarzem, który odwiedził parę redakcji. Musi rozumieć, co to w sensie zawodowym ziarno, a co plewy.
Wszystko wskazuje na to, że główna inspiracja idzie z samego centrum na Woronicza. To metody stosowane w walce politycznej ze śladem ręki tego samego autora. „Numer z dziadkiem" dostatecznie na to wskazuje. A więc Jacek Kurski, który wymierza przeciwnikom razy na własną odpowiedzialność albo realizuje zamówienie polityczne. Jeśli to własna twórczość, dowodziłaby nie tylko braku pojęcia, na czele jakiej organizacji Kurski stoi, ale również swoistego szaleństwa. Bo akcje hejtu ze strony „Wiadomości" to seryjna produkcja przeciwników dla politycznych mocodawców Kurskiego. Nie tylko wśród obrażanych dziennikarzy, ale również ich rodzin, przyjaciół, znajomych, czytelników. Nazywa się to polaryzowaniem sceny politycznej.
A może to jednak nie indywidualna akcja Kurskiego, ale świadoma polityka jego mocodawców? Rozchybotać opinię publiczną, spolaryzować jak się da, a potem doprowadzić do eksplozji i ugasić pożar, ogłaszając się zbawcą ojczyzny? To niewątpliwie pociągająca hipoteza, choć problematyczna w roku podwójnych wyborów.
Wróćmy do „Wiadomości". To, co uprawiają, to jakiś przekaz interwencyjny, na pewno nie dziennikarstwo informacyjne. Efekty muszą być straszne. Spadek oglądalności i wiarygodności. Czy będzie można to kiedykolwiek odbudować? Szczerze wątpię. W tym sensie Tuliccy, Węże i inni dokonują destrukcji programu, którego jakość budowały pokolenia. Miałem i ja w tym swój (bardzo skromny choćby w porównaniu z Tomaszem Lisem czy Jarosławem Gugałą) udział. Pamiętam jednak, przychodząc na plac Powstańców, jak poważnie traktowałem misję stworzenia jakościowego dziennikarstwa. Jak pełen byłem poczucia obowiązku i wyjątkowego honoru, który mnie spotyka. Jeździliśmy uczyć się fachu za ocean czy na Wyspy Brytyjskie. Efektem był profesjonalny dziennik telewizyjny, na bazie którego powstały później serwisy informacyjne w stacjach komercyjnych.