Felieton Andrzeja Łapickiego

Dzieci się cieszą, ale czy tak jak dawniej? Na przykład nie widziałem ani jednego bałwana. Ze śniegu oczywiście, bo innych pełno.

Publikacja: 18.12.2010 00:01

Bałwan z marchwią zamiast nosa, z oczami z węgielków i garnkiem na głowie to przecież symbol zimy. W Warszawie w latach 30. każde podwórko było wylane, wszędzie ślizgawki, choćby 5 na 5 metrów.

Dzieci nie spędzały życia przed komputerem, bo po pierwsze komputerów nie było, a po drugie atrakcją nad wszystkie inne było siedzenie z chłopakami na podwórku. Chodniki były sprzątnięte – musieli o to dbać dozorcy – a po jezdni zamiast dorożek jeździły sanki, jak w Petersburgu. Baranice na nogi pasażerów i ruskie czapy na głowach dorożkarzy. Carska tradycja. Piękna była ulica w śniegu. Kiedy płatki spadały na ziemię, bezrobotni mówili, że złotówki lecą z nieba. Ustawiali się w nocy po łopaty, niektórzy nawet w kapeluszach. Dniówka starczała, jak sama nazwa wskazuje, na przeżycie dnia. Przecież obiad z trzech dań w jadłodajni kosztował 50 gr. Śnieg był błogosławieństwem. Dla sanek każda górka była wykorzystana. Szczególnie okolice mojego Nowego Zjazdu. Oblegana była także słynna Dolina Szwajcarska. Pary, śliczne dziewczyny tańczące w rytmie walca. Cała dzielnica rozbrzmiewała przebojami. I brzęk turfów, salkoffów, hokejówek – uroczo. W końcu się nauczyłem jeździć i zostałem hokeistą. Bramkarzem.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Reklama
Plus Minus
Polska jest na celowniku Rosji. Jaka polityka wobec Ukrainy byłaby najlepsza?
Plus Minus
„Kształt rzeczy przyszłych”: Następne 150 lat
Plus Minus
„RoadCraft”: Spełnić dziecięce marzenia o koparce
Plus Minus
„Jurassic World: Odrodzenie”: Siódma wersja dinozaurów
Plus Minus
„Elio”: Samotność wśród gwiazd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama