Kiedyś Niemcy zachwycali się, że cesarze z dynastii Staufów stworzyli władztwo od Morza Północnego po Jerozolimę. Teraz wielka wystawa w Reiss-Englehorn Museum w Mannheim przypomina niemiecko-włoskie imperium jako miejsce „regionów innowacji w średniowiecznej Europie”. Żargon godny brukselskich eurokratów, ale wystawa w efektowny sposób przypomina fenomen snu Germanów o słonecznym południu. Sen zaowocował „kulturowym transferem” między Niemcami a Włochami, któremu towarzyszyła twarda walka włoskich miast z cesarstwem w obronie swoich aspiracji. Polacy, uczący się w szkołach o „Drang nach Osten” – niewiele wiedzą o „Drang nach Süden”.
[srodtytul]Świerk śni o palmie[/srodtytul]
Nie byłoby mnie w Mannheim, gdyby nie lektura „Książki o Sycylii” Jarosława Iwaszkiewicza, który mistrzowsko wyjaśnia dwoistość przyciągania i odpychania między Teutonami i synami Italii. Iwaszkiewicz opisał swoją chwilę zadumy w katedrze w Palermo przy porfirowych grobowcach normańskiego króla Rogera II, jego córki Konstancji i dwóch Staufów – cesarzy Henryka VI i Fryderyka II. Pisarz rozmyślał tam nad fenomenem „świętego rzymskiego imperium niemieckiej nacji”.
„Ta mrzonka średniowieczna była oczywiście pretekstem dla niemieckiej zachłanności. Jednakże w niemieckim dążeniu na południe tai się nie tylko polityczna żarłoczność. Jest tam i sporo sentymentu, jaki odczuwa zawsze człowiek północy dla południa. Ten tylko, kto choć parę lat spędził na północy, może zrozumieć i odczuć, czym dla człowieka stamtąd jest owo otoczone bajką i mgłą południe. (...) Samo słowo Italia ma w tej północnej atmosferze przejmującą wymowę marzeń i legend, które nie mogą być zrealizowane. Heine wyraził to najdobitniej w wierszu o sośnie, której śni się palma. Ze Skandynawii przeszedł ten południowy prąd na Niemcy i dla nich owo południe stało się czadem, czarem, fatalizmem, ale i ukochaniem jednocześnie, obok ekonomicznych i historycznych względów – tłumaczącym bezsens wiecznych włoskich wypraw niemieckich”.
Mistrz popełnił małą pomyłkę – w XXI pieśni „Intermezza lirycznego” Heine pisze nie o sośnie – a o samotnym świerku okrytym śniegiem i lodem.
Ale fakt faktem – wyprawy mające podbić Italię istotnie zaczęły się w krajach śniegu i lodu, skąd wyruszano na podbój imperium rzymskiego. Gdyby Ren i Dunaj nie zamarzały – centurionom łatwiej byłoby obronić granice.
Najbardziej spektakularnym triumfem najeźdźców z północy było zdobycie Rzymu w 410 roku przez króla Wizygotów Alaryka. Potem na ziemiach Italii swoje królestwa założyli Ostrogoci i Longobardowie. Ci ostatni koronowali się na władców Lombardii Żelazną Koroną, którą jako insygnium władców Włoch używali cesarze niemieccy. Od Karola Wielkiego w 800 roku aż po 1838 rok, gdy „Corona Ferrea” w mediolańskiej katedrze ozdobiła skroń cesarza Austrii Ferdynanda I.