Zamieszki w Warszawie w dniu meczu z Rosją nie poprawią wizerunku Polski jako kraju przyjaznego cudzoziemcom. A bardzo ich potrzebujemy, szczególnie tych ze Wschodu, bliskich nam etnicznie i kulturowo. Bez nich nie zasypiemy wyrwy demograficznej i podupadniemy jako naród.
Ataki na obcych zdarzają się wszędzie, podobnie jak kibolskie rozruchy, teoretycznie nie ma więc co robić z nich wideł. Uliczne bandy polujące na „Ruskich" powinny być zmartwieniem policji. Szkopuł w tym, że burdy są przyczyną poważnego uszczerbku dla naszego interesu narodowego.
1
Nie było przyjemnie być Rosjaninem ani kimkolwiek o wschodnim akcencie w dniu pamiętnego meczu. Większość Polaków zachowywała się wprawdzie poprawnie, nawet przyjacielsko, ale zbyt liczne były przypadki agresji i chamstwa, by z punktu widzenia naszych gości uznać je za nieistotne.
Burdy zostały skrupulatnie pokazane w rosyjskiej telewizji, i to tak, by zdominowały przekaz. Nie świetna gra piłkarzy obu stron skupiła uwagę, ale agresja polskiej hołoty. Morał – w Polsce biją Rosjan, to kraj patologicznych nacjonalistów, do którego niebezpiecznie jeździć, a co dopiero się w nim osiedlać. Nieprawda? Owszem, ale co z tego? Fakty mają mały udział w kształtowaniu naszego wizerunku, w tym procesie decydują emocje. Wizja Polski jako kraju bezpiecznego dla obcych podupadła na Wschodzie, gdzie powinniśmy być postrzegani szczególnie pozytywnie, bo jest on matecznikiem przyszłych Polaków, którzy zapracują na nasze emerytury.