Były jakieś konkretne kryteria oceny tego, kto zalicza się do tej grupy?
Nie było. Kryteria były uznaniowe. Pewną pacjentkę ze szwedzkiej kliniki wysterylizowano, bo kradła kurczaki, handlowała nielegalnym alkoholem i stwierdzono u niej duży popęd seksualny. W USA sterylizowano na podstawie testów na inteligencję, skonstruowanych w taki sposób, że każdy człowiek z nizin społecznych albo innego niż amerykański kręgu kulturowego, nie mógł się w nich połapać. Takich absurdów i drastycznych nadużyć było mnóstwo. Opisał je znakomicie Maciej Zaremba w książce „Higieniści". Ale nawet w tych krajach, gdzie stosowano eugenikę negatywną, poza nielicznymi wyjątkami, nie było zgody na stosowanie metod nazistowskich. Były one krytykowane zarówno przez eugeników polskich, jak i brytyjskich.
Z jakich pozycji?
Wskazywali oni na kolosalną skalę sterylizacji i stosowanie przymusu w Niemczech. Witold Łuniewski, polski psychiatra i eugenik, który sam był zwolennikiem sterylizacji, powiedział, że niemiecka ustawa z 1934 roku jest wyrazem zaślepionego fanatyzmu Niemców. W Polsce eugenicy chcieli wprowadzić sterylizację z przyczyn społecznych i dla ludzi z chorobami o podłożu genetycznym. Uważali, że niektórzy psychicznie chorzy, przy zachowanych zdolnościach płodzenia nie są w stanie zrozumieć wagi rodzicielstwa ani udźwignąć ciężaru wychowania dzieci. Ale polscy eugenicy, co okazało się kluczowe w czasie wojny, odrzucili w swoich propozycjach wskazania ekonomiczne do sterylizacji. Wspomniany Witold Łuniewski napisał, że jeśli względy ekonomiczne miałyby decydować o losie ludzi chorych, to należałoby ich wszystkich wytruć, a nie sterylizować. Mówił to na długo zanim narodowi socjaliści dokonali ostatecznego zwrotu w kierunku mordowania.
Czyli tak naprawdę w Niemczech nie zabijano ludzi z przyczyn eugenicznych, tylko ekonomicznych?
Tak, pokazały to badania odnalezionych i udostępnionych niemieckich materiałów eutanazyjnych. Pacjenci byli selekcjonowani pod kątem przydatności do pracy i produktywności. To były podstawowe kryteria. U źródeł masowych mordów leżał rachunek ekonomiczny i buchalteria wojenna. Ludzi „zbędnych" postanowiono zabić w imię oszczędności. Twórczy wkład nazistowskiej eugeniki polegał na tym, że do rachunku ekonomicznego dodano kategorię „niszczenia bezwartościowego życia". Ale nazistowska higiena ras miała ambicje większe, niż tylko wyniszczenie ludzi chorych. Mogła iść w kierunku niszczenia „życia bezwartościowego", jak i „wartościowego", czyli elity. I tutaj seryjne mordy na dziesiątkach tysięcy inteligentów polskich na początku okupacji były według mnie działaniem zgodnym z logiką higieny rasowej.
Czy mordowanie polskiej inteligencji w czasie okupacji miało charakter eugeniczny?
Eksterminacja inteligencji była koniecznym warunkiem przeprowadzenia kolonizacji i umocnienia niemczyzny na terenach przyłączonych do Rzeszy. W historiografii niemieckiej pojawia się opinia, że mordy na polskich inteligentach były częścią walki z podziemiem niepodległościowym. Jednak masowe egzekucje trwały już od października 1939 roku, gdy rozbudowane podziemie jeszcze nie istniało. Akcja była zatem prewencyjna, walczono z jeszcze nieistniejącym ruchem oporu. Jej ofiarami byli działacze polityczni, profesorowie, nauczyciele, adwokaci, lekarze, sędziowie, siostry zakonne, duchowieństwo, osoby znane z działalności publicznej niezwiązanej bezpośrednio z polityką. Zabijano ludzi wykształconych, o wysokiej pozycji społecznej. Chodziło nie tylko o zduszenie potencjalnych buntów, ale przede wszystkim o biologiczne wyniszczenie polskiej inteligencji. Hitler mówił o tym wprost, krótko po defiladzie Wehrmachtu w Warszawie. Zepchnięcie Polaków do roli niewolników wymagało wymordowania ludzi wykształconych, elity, czyli w nomenklaturze eugenicznej „najbardziej wartościowych" członków społeczeństwa.
Jaki jest z tego wniosek?
Że niemiecka higiena rasowa w okupowanej Polsce szła w dwóch kierunkach: eliminowania „bytów stanowiących balast" i „najbardziej wartościowych" członków społeczeństwa. Polska inteligencja była najszczuplejszą warstwą społeczną, a mimo to procentowo poniosła największe straty. Istnieje też inny związek między zagładą chorych a eksterminacją inteligencji. Obie akcje przeprowadzano w tym samym czasie, ofiary były często rozstrzeliwane w tych samych miejscach i chowane w tych samych masowych grobach. Dotyczy to na przykład Mniszka i Piaśnicy.
Ale Niemcy nie zabili całej inteligencji, jak w przypadku ludzi chorych czy Żydów.
Tak. Świadczy to o wyjątkowości Holokaustu, która jest rzeczą bezsporną. Poza tym mordy na inteligencji wyraźnie wygasły, gdy przybrała na sile akcja eksterminacyjna na ludności żydowskiej. Żydów zabijano bez względu na stan zdrowia, płeć, wiek, wykształcenie, zawód czy stopień asymilacji. Mówiąc językiem higieny rasowej, Polacy stanowili materiał selekcyjny, a Żydzi jako grupa przeznaczeni byli do eksterminacji. Te proporcje trzeba uwzględnić, żeby zrozumieć mechanizm działania totalitarnej inżynierii społecznej w okupowanej Polsce.
Część dzisiejszych ruchów antyaborcyjnych w USA, a także w Polsce przypomina dziś, że przerywanie ciąży pierwszy zalegalizował Hitler. Porównują dzisiejsze przepisy aborcyjne do przedwojennej, nazistowskiej eugeniki. Co pani sądzi o tych porównaniach?
Dzisiejsze przyzwolenie na aborcję w krajach Zachodu nie ma wiele wspólnego z Hitlerem i nazizmem. Hitler rzeczywiście zalegalizował aborcję, ale dotyczyło to wyłącznie kobiet z mniejszości narodowych. Nazistom chodziło oczywiście o to, by Niemcy się rozmnażali ponad miarę, i żeby nowe pokolenia Nordyków zasiedlały tereny na Wschodzie. Ale w świadomości społecznej wciąż obecne było przeświadczenie, że aborcja jest złem. Dlatego III Rzesza relegowała ją na kobiety, które w mniemaniu nazistów zagrażały czystości niemieckiej rasy. Przekonanie o tym, że aborcja nie podlega ocenie moralnej, że nie jest ani dobra, ani zła, pojawiło się dopiero w latach 60. XX wieku i wiązało się ze wzrostem znaczenia ruchów feministycznych i lewicowych. Dzisiejsze nastawienie znacznej części społeczeństw do aborcji to spuścizna lat 60. i ówczesnego klimatu intelektualnego, a nie nazizmu.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że Hitler rzeczywiście zalegalizował aborcję. Porównania do III Rzeszy są mocne, szokują i dlatego mogą być skuteczne.
W moim odczuciu te argumenty i porównania są bezsensowne. W III Rzeszy istniał określony kontekst społeczno-kulturowy i ideologiczny, którego dziś nie ma. Ruchy pro life nie mogą tego ignorować. Porównanie problemu współczesnej aborcji z nazistowską jest pójściem na łatwiznę. Współcześnie nie grozi nam powrót III Rzeszy i koncepcji nazistowskich. Grozi nam raczej nowy, wspaniały świat, o którym pisał Huxley, czyli świat, w którym społeczeństwa przezwyciężyły religię, nacjonalizm, rodzinę i wszelkiego rodzaju partykularyzmy. Są syte, otępiałe i zadowolone. Ale same stanowią produkt inżynierii genetycznej. Ich cechy fizyczne i psychiczne zostały wpisane, zaprogramowane przez osoby trzecie. Jednym słowem bliżej nam dzisiaj do huxleyowskiej utopii niż do nazizmu.
W Polsce dopuszcza się aborcję między innymi ze względu na ciężkie i nieodwracalne upośledzenie płodu albo nieuleczalną chorobę, która zagraża jego życiu. Sądzi pani, że to rozsądny kompromis czy współczesny przykład stosowania eugeniki?
Ten przepis ma charakter eugeniczny. Jest naganny moralnie, tym bardziej że aborcja jest w takich przypadkach dozwolona w bardzo późnym etapie ciąży, kiedy dziecko jest duże, w pełni rozwinięte i odczuwa ból. Jednak zmiana prawa musi się w tym przypadku wiązać z rozbudową systemu opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi. Dziś jest niestety tak, że ciężar opieki nad chorym dzieckiem całkowicie spada na matkę, często samotną, bo ojcowie nie wytrzymują psychicznie presji i odchodzą. Brakuje placówek opiekuńczych, są problemy ze ściąganiem alimentów, zasiłki pielęgnacyjne są dramatycznie niskie. Nie można zostawiać matek niepełnosprawnych dzieci samym sobie. Takich dzieci nie rodzi się dużo, można więc zapewnić im lepszą opiekę, a rodzicom dać wsparcie instytucjonalne i finansowe. Dzisiaj takimi dziećmi zajmuje się głównie Kościół, a państwo umywa ręce.
Eugenikę przywołuje się też często w sporach o in vitro.
Tu należy zachować ostrożność. Procedura in vitro może, ale nie musi zawierać elementówy eugenicznych selekcji. W prawie proponowanym przez Jarosława Gowina, utopionym wspólnym wysiłkiem prawicy i lewicy, nie ma elementu eugeniki, bo zakazuje się badania, tworzenia i mrożenia dodatkowych zarodków. Nie dochodzi więc do eugenicznej selekcji. Uważam, że odrzucono dobry, kompromisowy projekt. Nie namawiam ludzi do kompromisów moralnych, ale do zawarcia kompromisu prawnego. Inaczej nie będziemy mieć żadnego prawa do in vitro, a to sprawia, że wolno wszystko. To sytuacja najgorsza z możliwych, przede wszystkim dla katolików.
—rozmawiał Adam Tycner
Magdalena Gawin
jest adiunktem w Instytucie Historii PAN i autorką książki „Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego 1880–1953" oraz współautorką pracy zbiorowej „Eugenika – Modernizacja – Państwo". W 2008 roku zorganizowała warszawską wystawę „Eugenika. Walka ze Zwyrodnieniem Rasy". Autorka scenariusza filmowego: Śmierć psychiatry. Eugenika i totalitaryzm, którego premiera odbędzie się w listopadzie br.