Decyzje psa

Słuszna jest polityka naszego państwa. Dobrze, że od maleńkości uczy pewnych rzeczy, bo wiadomo, czym skorupka za młodu i tak dalej...

Publikacja: 13.11.2015 00:00

Decyzje psa

Foto: Plus Minus

Co prawda pani Joanna Kluzik-Rostkowska, jak przestanie być ministrem, to zginie za gimnazja, jednak pozostawiony przez nią i jej kolegów problem drożdżówek będzie nadal nierozwiązany. Wiem. To jest – nomen omen – suchar. Ale suchar ważny. Jeśli o czymś media nie piszą, a politycy nie mówią, nie oznacza, że tego nie ma.

Tu chodzi o coś więcej niż o jakieś słodkie bułeczki. Likwidacja sprzedaży śmieciowego jedzenia w szkole była sprytnym zabiegiem wychowawczym, który ma przygotować młodzież do pracy na umowach śmieciowych.

Po pierwsze, młodzież od razu dowiaduje się, że życie składa się z absurdalnych przepisów, których jedynym celem jest bycie dokuczliwym dla obywatela, w tym wypadku dla małego obywatela, czyli ucznia będącego w ustawowej zależności od szkoły. Uczeń więc wie, że w tej jego sprawie toczą się rozmowy między najwyższymi resortami. Ministrowie się spotykają, dyskutują, oświadczają na konferencjach prasowych, zapowiadają poprawki do ustaw i rozporządzeń, a on i tak chodzi głodny. I to jest lekcja pierwsza. Ona uczy, że z tych wszystkich debat i tak nie wynika dla ucznia nic dobrego.

Lekcja druga jest lekcją praktyczną, bo ważne, by proces edukacji nie był oderwany od rzeczywistości. Otóż, kiedy nie możemy kupić w szkole suchej bułki, nie mówiąc już o kanapce czy ciastku, próbujemy to pożywienie zdobyć na zewnątrz. Importować. Aby to osiągnąć, musimy wejść w szarą strefę, czyli wydostać się nielegalnie poza obszar szkoły.

Ponadto trzeba wejść w gruncie rzeczy przestępcze – porozumienie z rówieśnikami, by pozyskać więcej zamówień, co nadaje sens podejmowaniu ryzyka. Wreszcie na koniec trzeba podjąć negocjacje z woźną, przekonać ją. Niech chociaż przymknie oko. Uda, że nie widzi. Niech na chwilę, niby tak przypadkiem, zostawi niedomknięte drzwi do gmachu szkoły.

To jest lekcja najważniejsza. Bo w życiu już tak jest, że działa jakieś prawo, są ważni ludzie na górze, ale żyć trzeba tutaj, na dole, w gąszczu idiotycznych, wzajemnie się wykluczających przepisów. No, i trzeba się przede wszystkim z kimś dogadać. Ministrowie ustanawiają zasady, ale to przecież woźne podejmują decyzje. Jak dziś dogadasz się z woźną, to jutro będziesz wiedział, jak dać łapówkę.

Ktoś powie: młodzież może korzystać ze stołówek. Ale przecież trzy lata temu stołówki w części szkół zostały zlikwidowane. Przepraszam: sprywatyzowane. Nie każdego stać na obiad, a zresztą ci, których stać i którzy wykupią posiłek, nie zawsze go zjedzą, bo nie zdążą, przecież najdłuższa przerwa trwa tylko 20 minut. A w naszym prawie w ogóle nie ma nic o stołówkach szkolnych. To tylko dobra wola. Walcząc ze śmieciowym jedzeniem, można byłoby po prostu zagwarantować dzieciom – tak jak kiedyś w prawie pracy dla dorosłych – ustawową przerwę na zjedzenie posiłku. Ale to byłoby zbyt logiczne. Przecież rodzice tych dzieci, przechodząc na umowy śmieciowe, tracą prawa pracownicze, niech więc młodzież nie czuje się gorsza, w końcu tak marzy o dorosłości.

Poza tym uczniowie „na żywo" poznają, co to outsourcing. (Niech cała klasa powtórzy głośno: outsourcing!). Najpierw widzieli prywatyzowane stołówki. Teraz oglądają padające sklepiki szkolne z tym podłym „śmieciowym jedzeniem". Zobaczyli, najpierw odczuli na własnej na skórze, jak wygląda wrogie przejęcie, teraz obserwują, jak wygląda wygaszanie firm, czyli sklepików. Pozwala im to lepiej zrozumieć sytuację własnych rodziców, rodzimej gospodarki, a także pogodzić się z własną przyszłością.

Oczywiście, mój wywód może być nieprawdziwy, a działania władz przypadkowe i zaskakująco niepożądane. W związku z tym przypomnę pewną historię o skutkach pewnych decyzji.

Kiedyś zadzwoniła do mnie pani profesor, która zajmowała się badaniem młodzieży. Kilkanaście lat temu prowadziła badania w szkole. Wówczas poważnym problemem w niektórych placówkach oświatowych były narkotyki. Dlatego w szkołach zatrudniano ochroniarza z psem wyspecjalizowanym w poszukiwaniu substancji zmieniających świadomość.

Normalnie hierarchia w szkole jest taka: na samej górze – dyrekcja, a potem w kolejno w dół: nauczyciele, woźni, rodzice, uczniowie. Wejście ochroniarza wywróciło ten podział ról. Pies jako jedyny był z natury bezstronny, bo mógł przecież wskazać każdego, kto miał narkotyki. Jemu było to obojętne, czy to dyrektor, nauczyciel czy uczeń. Stanął więc od razu na czele tej hierarchii.

Zaraz za nim był ochroniarz, który jako jedyny mógł interpretować decyzje psa.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy