Ustawa o redukcji niektórych obciążeń administracyjnych w gospodarce nazwę ma niewątpliwie atrakcyjną. I zapał legislatorów do szybkiego uporania się z zatorami finansowymi i nierzetelnymi kontrahentami wydaje się chwalebny, a sprawne działanie w tej materii powinno zasługiwać na poklask.
W końcu będzie tak, jak być powinno, czyli jeśli podatnicy nie będą płacić długów w terminie, będą musieli korygować odliczenie VAT i koszty w podatkach dochodowych. Koniec finansowania się kosztem uczciwych podatników i – co jeszcze ważniejsze – budżetu.
Ale czy rozwiązania dotyczące obowiązku korekt podatkowych przez dłużników przyjęte w ustawie rzeczywiście zlikwidują zatory płatnicze?
Eksperci twierdzą, że nie, bo niewiele firm jest niesolidnych, a to, iż większości z nich zdarza się nie płacić, nie wynika wcale z tego, że nie chcą – zmusza je do tego życie. Zatory zatem jak były, tak będą. Dłużnicy zapłacą jedynie większy podatek, bo będą musieli zmniejszyć koszty, a wierzyciele i tak nie pomniejszą swojego przychodu. Pojawi się też nowe zjawisko: zadłużone firmy zaczną z rynku znikać. Bo skoro już teraz nie mają na to, aby zapłacić kontrahentowi, a w Nowym Roku będą płaciły wyższy podatek, gdyż kosztem będą już tylko zapłacone należności (a fiskus na pieniądze czekać nie może), to przyjdzie czas, aby zwijać manatki.
Możliwość zaliczenia w koszty podatkowe tylko zapłaconych należności nałoży na przedsiębiorców konieczność monitorowania, powiadamiania i wykazywania. Czyli księgowi będą siwieć jeszcze szybciej.