Co gorsza, przekonujących o tej oczywistości każdego, kto miał okazję spojrzeć na ich cud w pampersie. Każdy ruch i spojrzenie świadczy przecież o jakże licznych zdolnościach i wrodzonej inteligencji minisukcesora. Czasem tylko znajdzie się jakiś wujek-malkontent, który burknie, że „dziecko jak dziecko" – zobaczymy, co ze smarkacza wyrośnie.

Tak też było i z e-sądem – cudownym dzieckiem resortu sprawiedliwości. Cóż to za udana nowość, sztandarowy projekt ! Co za koncept, szybkość i nowoczesność! Szczególnie na tle „starego" sądownictwa, z tym jego... papierem, szydłem i dratwą. Proszę bardzo – do e-sądu wpłynęło ponad 4 miliony spraw i niemal wszystkie zostały załatwione! Można? Można! Tylko jak?

No właśnie... Otóż ten młody sądowy geniusz zaczął rosnąć i... rozrabiać. Skutkiem jego orzeczeń stają się coraz liczniejsze ordynarne oszustwa. Wyłudzanie od ludzi nieistniejących roszczeń, egzekwowanie przez firmy windykacyjne przedawnionych zobowiązań albo domaganie się po kilka razy tej samej zapłaty. Zdarza się, że wydumane długi, tak jak w historii niedawno przez nas opisywanej, potrafią zniszczyć komuś życie. Okazało się, że e-sąd, który miał być batem na drobnych oszustów, zaczął być przez nich sprytnie wykorzystywany.

Pisaliśmy o tym ostatnio bardzo dużo, robiąc za wujka-malkontenta.

Ale wróćmy na chwilę do tych zachwyconych rodziców. Ci dzielą się zwykle na tych, którzy od teorii, że mają cudowne dziecko, w życiu nie odstąpią, nawet gdy trzeba je w końcu odebrać z komisariatu. Są też ci trzeźwiej myślący, do których w końcu dociera, że ósmy cud świata im jednak nie wyszedł i trzeba trochę smarkacza zdyscyplinować. Na szczęście resort sprawiedliwości okazał się należeć do tych ostatnich, mimo że jeszcze przed rokiem minister Gowin mówił, że „E-sąd to spektakularny przykład sukcesu polskiego sądownictwa". Teraz zapowiedział szereg zmian w procedurze, które mają wyeliminować obecne nadużycia. Może z naszego e-sądu będą jeszcze... ludzie.