Podwykonawca pracujący. To podmiot obecny na każdym bez mała placu budowy w Polsce. To on podłączy latarnie na nowej ulicy, wyleje fundamenty pod hipermarketem, wstawi kolanka miedziane do wszystkich rur w dziesięciu blokach mieszkalnych na właśnie wzniesionym „Osiedlu Walki Młodych", wybuduje drogę dojazdową do biura głównego inżyniera i projektanta, wreszcie wytnie drzewa na 5 hektarach pod inwestycję energetyczną.
W końcu, zanim wystawi stosowną fakturę inwestorowi albo wykonawcy, zatknie w wentylacji na dachu apartamentowca świeżą, pachnącą wiechę. Wtedy też zacznie czekać na pieniądze dla swoich ludzi, prosić prezesa banku, odwiedzać zarząd głównego wykonawcy, dzwonić do zaprzyjaźnionego posła z zaprzyjaźnionej partii czy też stronnictwa. Wreszcie pójdzie do adwokata. Ten zaś zacznie długoletni proces o pieniądze za zrealizowane bez zarzutu roboty budowlane. Tak było i jest nadal, mimo wielokrotnych nowelizacji stosownych przepisów Kodeksu cywilnego. Niewiele udało się zmienić na rynku budowlanym. Teraz mamy kolejną próbę przebudowy modelu solidarnej odpowiedzialności inwestora za należne podwykonawcom wynagrodzenie. Zasada ma być prosta – inwestor ma odpowiadać solidarnie z wykonawcą za zapłatę wynagrodzenia należnego podwykonawcy z tytułu wykonanych przez niego robót budowlanych, których szczegółowy przedmiot został zgłoszony inwestorowi przez wykonawcę lub podwykonawcę przed przystąpieniem do wykonywania tych robót.
Czy to legislacyjne przedsięwzięcie się powiedzie i wszystkie strony inwestycyjnej układanki będą zadowolone? Czas pokaże. Tymczasem warto poznać kierunki zmian. Wystarczy przeczytać artykuł „Jaka ochrona dla podwykonawców" Piotra Pawłowskiego z Kancelarii Prawnej Piszcz i Wspólnicy.
Zapraszam do lektury także innych tekstów w najnowszym numerze „Prawa w Biznesie".