Stając na ubitej ziemi, obrażający stawał w obliczu poniesienia konsekwencji własnych słów lub czynu, obrażony zaś – dowodził, że w sytuacji, gdy honor – jego lub osoby, w obronie której honoru stanął (np. kobiety) doznał uszczerbku, gotów jest do największych poświęceń (A. Tarczyński, Kodeks i pistolet. O niektórych przejawach honoru w międzywojennej Polsce). Niezależnie od późniejszych losów tej instytucji, niegdyś, świadomość grożącego pojedynku z użyciem broni palnej skutecznie studziła emocje i temperowała język, bowiem wspomnienie chwili przed oddaniem strzału, mimo tego, że większość z nich nie trafiała do celu (z uwagi na niegwintowane lufy i niemały dystans), mroziła krew w żyłach, a wyniesiona z tego doświadczenia nauka nierzadko starczała na resztę życia.
Przyjmuje się, że pojedynek dał początek postępowaniu honorowemu, choć z czasem ulegało one zmianom. Potrzeba spisania zasad zwyczajowych dotyczących kulturalnego rozstrzygania sporów skutkowała pojawieniem się w Polsce w pierwszej połowie XIX wieku pierwszych kodeksów honorowych. W miejsce pojedynków zaczęto nadto uznawać alternatywne formy dochodzenia zadośćuczynienia, między innymi dlatego, że na pojedynkujących się Kościół katolicki nakładał ekskomunikę, a państwo uznało je za kwalifikowaną formę przestępstwa. Główna rola sekundantów ewoluowała w kierunku działań zmierzających do uniknięcia pojedynku, w drodze negocjacji i polubownego załatwienia sporu.
Wypada zauważyć, że jednym z kryteriów oceny zasad moralnych i kultury społeczeństwa jest waga, którą przywiązuje ono do spraw honoru. Odejście od zasad honorowego rozwiązywania sporów, nie dowodzi zatem braku podstaw do ich inicjowania lecz – upadku obyczajów. Gafy, nietakty, faux pas, czy ciężkie uszczerbki na cudzym honorze (odwołując się do nomenklatury kodeksów honorowych) zdarzają się każdego dnia. Bywają udziałem osób, których zasług w dziedzinach im bliskim nie sposób kwestionować, osób zasługujących na powszechny szacunek i wdzięczność. Wreszcie – osób znanych ze swych dokonań na rzecz innych ludzi i takich, które będą czynić dobro do końca świata i o jeden dzień dłużej. Z drugiej stron, owe gafy, nietakty, faux pas, czy ciężkie uszczerbki na honorze mogą także dotknąć - każdego – nie tylko osób postrzeganych jako kulturalne i prawe, ale także takich, które przez wiele osób oceniane są negatywnie, które określa się, być może nie bez racji, jako cyniczne, brutalne, czy aroganckie. Osób, o których pisało się nie raz, że są psem gończym Jarosława Kaczyńskiego, który spuszcza je z łańcucha, a wówczas one warczą, szczekają i gryzą. Osób, które zdają się zadowolone z wywoływanego wrażenia i być może wkładających niemało wysiłku w to, aby w świetle kamer starać się o zachowania, które zasługiwały na miano coraz to bardziej wyuzdanych, co najmniej w warstwie językowej.
Zatem, gdy osoba honorowa, pod wpływem atmosfery chwili, emocji i zwyżki adrenaliny skieruje wobec innej osoby słowa o wdzięcznym brzmieniu, np. „Niech pani spróbuje seksu. Poczuje pani motyle w brzuchu, poczuje pani rozluźnione plecy. Poczuje pani wiatr we włosach, a przez to w głowie też się może poukładać" – powinna przeprosić.
Spośród wszystkich magicznych słów, których uczymy nasze dzieci, „przepraszam", obok „dziękuję" i „proszę" jest słowem bodaj magicznym i najmądrzejszym najbardziej. Pozwala bowiem na to, aby niewielkim nakładem sił, naprawić szkodę i zapobiec dalszym konfliktom. Wzbudza nadto zaufanie do drugiego człowieka i traktowane jest jako dowód dojrzałości i odwagi cywilnej.