Rz: Na studiach na wykłady pan tylko chadzał.
Ryszard Markiewicz: To prawda, pojawiałem się na nich rzadko. Uważałem, że lepiej przeczytać podręcznik. Wyjątkiem był wykład prowadzony przez prof. Jana Gwiazdomorskiego z części ogólnej prawa cywilnego. Był fascynujący zarówno w formie, jak i treści. Nawet teraz sięgam do notatek z tego wykładu. Przyznam: na studiach przede wszystkim się fantastycznie bawiłem – grałem w brydża, chodziłem na imprezy. Byłem też bywalcem modnego klubu studenckiego Jaszczury. Pochłaniały mnie toczące się tam dyskusje i spotkania. Mocno uczyłem się tylko w czasie sesji. Miałem średnią 4,6.
Ale na pana wykłady studenci przychodzili.
Tak, ale może dlatego, że wykłady prowadziliśmy zawsze wspólnie z Januszem Bartą. Polemizowaliśmy na nich często, więc studenci mieli swoisty teatr. Pokazywaliśmy też slajdy z obrazkami ilustrującymi np. plagiaty lub legalne korzystanie z cudzych pomysłów. Stąd wywodzi się moja ostatnia książka „Zabawy z prawem autorskim".
Dlaczego działają panowie w duecie?