Rz: 22 lutego wejdą w życie między innymi regulacje dotyczące nowych okresów rozwiązywania terminowych umów o pracę. To chyba dobra modyfikacja, skoro założono, że da większą stabilizację pracownikom, których pracodawcy zatrudniają na czas określony?
Waldemar Gujski: Uważam, że ta zmiana jest nie tylko aktem dobrej woli ustawodawcy, lecz także dowodem braku namysłu nad instytucjami prawa pracy. Wprowadzono bowiem sprzeczność samą w sobie. Skoro mamy umowy na czas nieokreślony, które można wypowiedzieć w terminach zależnych od zakładowego stażu pracy, to po co kontrakty terminowe wypowiadane w analogiczny sposób? Przecież ich sensem i istotą jest trwanie przez wynegocjowany przez strony okres, kiedy to zarówno pracodawca, jak i pracownik mają gwarancję, że ze sobą współpracują. I że mają ustabilizowane relacje. Nowa regulacja jest oczywiście reakcją na patologie rynku pracy polegające na zawieraniu, powiedzmy, ośmioletniej umowy o pracę z możliwością dwutygodniowego jej wypowiedzenia. Bez podania przyczyny oczywiście, skoro kontrakt był terminowy. Jestem jednak pewny, że najlepiej przeciwdziałałby łamaniu prawa po prostu brak możliwości wypowiadania umów zawartych na czas określony.
Kolejną kwestią, która zaktualizuje się 22 lutego, jest zapłata za czas zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy w okresie wypowiedzenia.
Do wchodzącej właśnie w życie nowelizacji kodeksu pracy przepisy na ten temat milczały. Ale pracodawcy, którzy uważali to za zgodne ze swoim interesem, zwalniali pracowników w okresie wypowiedzenia ze świadczenia pracy już od lat. Było to jednak działanie na pograniczu legalności. Dlatego wymagało ucywilizowania. Słusznie więc nowa instytucja prawna została wprowadzona do k.p. Wchodzący właśnie w życie przepis stanowi, że pracownik zachowuje prawo do wynagrodzenia. Będzie to kwota wyliczana jak za urlop. Ustawodawca nie wypowiedział się jednak co do bogatych dziś pakietów świadczeń dodatkowych, takich jak opieka zdrowotna dla całej rodziny, wynajęcie domu, komputer, telefon czy samochód używany także do celów prywatnych, które wynagrodzeniem przecież nie są. Problem może być podnoszony, bo nierzadko zdarzają się okresy wypowiedzenia dłuższe niż kodeksowe, liczące np. rok. Obawiam się, że może to rodzić niepotrzebne konflikty i spory, które rozwiąże dopiero orzecznictwo sądów.
Czy w aktualnej nowelizacji nie zabrakło jeszcze czegoś ważnego?