A poza tym Podlasie czeka wielka przyszłość. Nie dlatego, że Cimoszewicz będzie prezydentem. Chodzi o krykiet. Nie krokiet, ciućmoku, tylko krykiet, taka gra dla dżentelmenów w białych fartuchach.
Nie, to nie wolty uderzyły mi do głowy, siedzę tu w zapadłej dziurze z dwustuprocentowym Anglikiem (100 procent po ojcu, druga setka po mamusi). Je te swoje dziwne rzeczy na śniadanie, pije herbatę z mlekiem 30 razy dziennie i jest arystokratyczny jak minister Sikorski o poranku. Ale przede wszystkim ma szajbę na punkcie krykieta. Stary, wiesz, że to jest idealna gra dla Polaków? Dosyć z tą głupią piłką. Podobno kto nie ma w głowie, ten ma w nogach, ale my nie mamy ani tu, ani tu. Więc krykiet.
Po pierwsze, mecz trwa pięć dni. Pojmujesz to? „Kochanie, wpadnę z kumplami trochę pograć. Tylko jedna gra". „Dobrze, tylko nie wracaj późno". I, całkiem legalnie, zwalasz się do domu w następnym tygodniu. W papierach wszystko się zgadza.
Po drugie, w trakcie gry są przewidziane przerwy na lunch i na herbatę. No rozumiesz, przecież nikt na Podlasiu nie będzie gościom herbaty podawał. Prędzej Cię psem poszczuje, niż się przyzna, że w domu herbatę ma, jak pedał jakiś. W naszych realiach to musiałby być bimber. Czuję, że Peszko, Boruc i reszta już się transferują na krykieta!
Ale najlepsze zostawiłem na koniec: drużyna do tego ichniejszego palanta liczy 11 chłopa, ale gra tylko dwóch, a reszta popija „herbatkę" w pawilonie, czekając, aż któryś skusi. Jakby się dobrze opędzić, to bierzemy dwóch Ruskich biegłych w wywijaniu bejsbolem, a oni załatwią nam mecz! Serio. I już spokojnie możemy tłumaczyć koledze Angolowi bełkotliwym głosem, że nas wtedy zdradzili i że Chamberlain to świnia był, i że to idiotyczne, że u nich samochód prowadzi pasażer, i że co, że strzemiennego nie wypije, przecież nie oślepnie od takiej odrobinki. No powiedz, czy nie miodzio sport?