Tenże Marian Janicki twierdził w prokuraturze, że poległy na Siewiernym pułkownik Florczak miał rzekomo powiedzieć: „Pan prezydent kiedyś doprowadzi do tragedii, zginie wielu niewinnych ludzi”. Chodzić miało o panujący w Kancelarii Prezydenta bałagan.
„Newsweek”, który ujawnia fragmenty akt smoleńskiego śledztwa
, w swojej internetowej zapowiedzi najważniejszych materiałów numeru umieścił tylko tę drugą informację – i większość mediów szybko ją powtórzyła. O rozkazie bojkotowania Kaczyńskiego mógł dowiedzieć się jedynie czytelnik pełnej wersji tekstu, dostępnej tylko dla tych, którzy za nią zapłacą. A więc dla znacznie mniejszej grupy odbiorców.
To znamienne, bo przecież z punktu widzenia kogoś, kto chce ustalić prawdę o katastrofie, powinno być odwrotnie. Przecież rozkaz o bojkotowaniu przez BOR „wszystkiego, co było związane z prezydentem” na bezpieczeństwo lotu do Smoleńska mógł mieć wpływ bezpośredni, podczas gdy wpływ na to bezpieczeństwo domniemanego bałaganu w kancelarii jest wysoce teoretyczny. Tę decyzję redakcji „Newsweeka” można więc wytłumaczyć tylko chęcią wsparcia rządowej narracji, według której katastrofy smoleńskiej był winien Lech Kaczyński.
Ale pomimo tego z materiału w tygodniku dowiadujemy się rzeczy nowych i istotnych. I nie chodzi tylko o rozkaz Janickiego. Z prokuratorskich akt wyzierają też poszlaki świadczące, że dowódca BOR odegrał ważną, zakulisową rolę przy kreowaniu wizji przyczyn katastrofy, oddanej słowami „Ląduj, dziadu!”. Jak się okazuje, to jemu w sporym zakresie zawdzięczamy aferę z kłótnią między gen. Błasikiem a kapitanem Protasiukiem, która miała mieć miejsce przed odlotem tupolewa, a która po nagłośnieniu przez media okazała się całkowitą fikcją. Z prokuratorskich akt wynika, że to Janicki miał najwięcej do powiedzenia w sprawie rzekomej kłótni, mimo że 10 kwietnia w ogóle nie był obecny na Okęciu...