Po Krakowskim Przedmieściu snuje się w kółko garstka ideowców. Transparenty mają nietanie, profesjonalne, sami wyglądają na nieco wyżętych. Nie są to wypasione, związkowe kocury, a niepokaźne mizeroty w typie Szpaka Michała po przejściach. Dzięki nim droga dla kumaka wygrywa z autostradą dla Polaka.
Kocha ich czujne oko telewizji. Tuzin wymoczków protestuje, piętnaście kamer ich śledzi – to norma. Ranga spraw, o które oni walczą jest jednak wielkiego formatu. Matka Ziemia, kosmos, morza i oceany. Uciśnione w barbarzyńskim kraju rośliny i zwierzęta. Dziura ozonowa, albo przynajmniej – „Uwolnić słonie!". Kiedy za ich sprawą padnie ostatni, świetny, polski cyrk, to ci bezinteresowni ideowcy pewnie ruszą na wschód. „Sziraka strana radnaja", a w niej po kilka cyrków w każdej pipidówce i masy ciemiężonych zwierząt. Pomyśleć, że sami jeszcze wykładają na to kasę. Transparent i idea zamiast obijania się na etacie lub śmieciówce muszą uderzać po wymiętolonej kieszonce. Chudy charyzmatyk o ziemistym obliczu jednak sam nie zje, a o los kosmosu, cyrkowego słonia i kumaka będzie walczył do upadłego.
- Niektórym udała się praca na niwie szczęścia ludzkości – myślę smętnie na jego widok i duszę w sobie echo rozgoryczeń własnego projektu ideowego. Głupia sprawa, charyzmy nie wystarczyło. Mężowi, oczywiście. Gdy się dowiedział, za ile osób trzeba by mi założyć składkę. Rzecz rozbiła się o marnego dychacza od łeba na miesiąc. Nie wzruszyła go skarga mojego serdecznego przyjaciela, że już dwa własne długopisy dołożył do tego interesu. Pięknie opracowany statut przyszło mi skryć w kartonie na strychu. Był to moment rozdzierający, jak wspomnienie pogrzebu kruka z lat dziecinnych.
Dziś myślę, że trzeba było wziąć to z innej strony. Bardziej charyzmatycznie, czyli charytatywnie. Nie składać się samej za przyjaciół, tylko niechby te składki uiszczali za nich rodacy. W końcu, w trakcie pracy nad statutem, nim doszło do składki, byli oni szczerze przeniknięci duchem służby ludzkiej biedzie. Może wtedy dotrwałaby do teraz i okrzepła niczym tysiącletni dąb Bartek ta moja własna orkiestra pomocy. Polacy do późnej starości mówiliby mi w nagrodę po imieniu, niczym Jurkowi. Może i mąż łatwiej przekonałby się do pracy charytatywnej i pomagał w zakupie jakichś bomb kobaltowych, ciężarówek, lekarstw i różnych takich. Jak sama pani Ochojska, wysyłałabym przelewy pieniężne w punkty zapalne świata. Tak pięknie jest żyć, gdy nie brak ci charyzmy! Orkiestra, to orkiestra, przyjaciół kupa. Ten gra, ten przelewy wypisuje. Jak już zatrybi, to się kręci.
Jeśli chodzi o związkowe ekscesy, to Wielowiejska z Kraśką i Wrońskim już dawno wytykali w radiu związkowcom brak bezinteresowności, ideowości i tłuste etaty. „Jeżeli biorą pieniądze, trochę to zaburza obraz sytuacji" – utyskiwał wtedy Kraśko. „Synowi mówię: ucz się, to zostaniesz związkowcem w KGHM" – drwił Wroński (Poranek radia Tok Fm, 5.08.13). „Problemem są zawodowi związkowcy." - stawiał sprawę jasno. I słusznie, ponieważ o prawdziwej charyzmie i uzasadnionych, ideowych etatach można mówić tylko w kontekście składki ogólnonarodowej. To znaczy, myśląc o orkiestrze charytatywnej pomocy, czy o abonamencie na dźwiganie misji ogólnoludzkiej w telewizji, lub też o dotacjach dla ugrupowań partyjnych, zatem o etatach dla wypisywaczy przelewów w celu uszczęśliwienia cierpiących i ubogich tego świata, o niezbędnych społecznie, medialnych kontraktach gwiazdorskich oraz o dietach dla codziennych bojowników za nasz los w parlamencie. Uważam zresztą, że tłustość i wypasienie tych charyzmatycznych posad specjalistów od idealizmu i bezinteresowności, to pomponikowe plotki małych zawistników.