Zamiast jednak robić rewolucję, niektórzy próbują wprowadzić komunizm w drodze głosowania. W Szwajcarii odbyło się właśnie referendum w tej sprawie. Każdy dorosły obywatel miał otrzymać co miesiąc 2,5 tys. franków, a dzieci do 18 lat – 625 franków. Budżet państwa kosztowałoby to rocznie ponad 200 mld franków.
I proszę sobie wyobrazić, że aż 20 proc. Szwajcarów uznało to za dobry pomysł. Nie „tylko" 20 proc., lecz „aż" 20 proc. Inicjatorzy referendum zapowiedzieli już więc, że debata będzie kontynuowana „na szczeblu międzynarodowym".
U nas mogliby liczyć na większość. Proporcje byłyby pewnie odwrotne niż w Szwajcarii. Z całą pewnością ponad 80 proc. polskich wyborców chciałoby dostać 2,5 tys. franków zamiast 500 zł. Ale kropla drąży skałę. Prędzej czy później Helweci też pewnie dadzą zrobić sobie wodę z mózgu.
Na razie 80 proc. z nich rozumie, że skoro dochód ma być „gwarantowany", to ktoś musi komuś go „zagwarantować". A jeśli ktoś musi pracować na kogoś, to staje się trochę niewolnikiem tego, na kogo pracuje. Rząd nie ma bowiem innych pieniędzy niż te, które odbierze podatnikom.
Rozumiejąc to, Szwajcarzy są jednym z najbogatszych narodów świata. A jeszcze w XVIII wieku byli najemnymi żołnierzami i służyli także u niektórych polskich magnatów. Bogactwo nie jest jednak żadnemu narodowi dane raz na zawsze. Podobnie, żaden naród nie jest skazany na biedę – czego dowodzi przykład Szwajcarii. Mogą to udowodnić i inni, jeśli będą postępowali tak jak Szwajcarzy dotąd, a nie tak, jak niektórzy chcą ich namówić, żeby postępować zaczęli.