Niestety, ku ich utrapieniu mistrz przepisów na bigos z duńskich kaszalotów oraz długiej kiełbasy postanowił wybić się na medialną niezależność i wykorzystując już pierwszą nadarzającą się okazję, odpalił race swoich światłych spostrzeżeń podczas przemówienia z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja.
– Nie wyciągajmy z historii kostiumów – mówił pomysłodawca akcji "Kotylion", zorganizowanej w odpowiedzi na politykę historyczną śp. prezydenta Kaczyńskiego. Jeśli patriotyzm – opowiadał – to tylko taki, który "docenia osiągnięcia i z optymizmem patrzy w przyszłość".
Co z tymi, którzy uważają, że osiągnięcia są zbyt mizerne jak na możliwości Polaków i – widząc politykę PO – w przyszłość patrzą z pesymizmem? Prezydent dał odpowiedź – jego model patriotyzmu "nie wyklucza przecież krytyki błędów i niedociągnięć".
Problem w tym, że już minutę później autor tych słów ruszył do ataku na wszystkich, którzy stawiają "fałszywe oskarżenia", a tym samym "szargają polskie świętości". Oto stara, dobra szkoła prezydenckich doradców do spraw Rosji: krytykujcie, towarzysze, jak najbardziej, ale to my uznamy, która krytyka się mieści, a która wykracza poza granice rozsądku. Te zaś, wicie, rozumicie, wyznacza nasza władza.
Jakby komuś było mało hipokryzji spod wielkiego żyrandola, prezydent cytował też słowa Jana Pawła II o tym, że "wszystkie ugrupowania" powinny móc współdecydować o kształcie polskiej demokracji. Przypomnijmy – jeszcze niedawno straszył: "Mam suwerenne prawo wybrać kandydata na premiera. Lider zwycięskiej partii ma największe szanse, ale nie ma gwarancji". Doradcy próbowali wtedy wciskać kit, że chodziło o "uszczypnięcie Tuska", ale kolejny cytat raczej rozwiewa wątpliwości: "Proponowałbym nie wnikać w wypowiedzi pana Jarosława Kaczyńskiego, bo są to najczęściej złe słowa".