DSK - Dominique Strauss-Kahn, feministki i purytanie

Dominique Strauss-Kahn całym swoim życiem ciężko zapracował na sytuację, w której się znalazł – uważa publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 23.08.2011 18:33 Publikacja: 23.08.2011 17:54

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Do sprawy Dominique'a Straussa-Kahna podchodziłem sceptycznie. Głównie dlatego, że człowiek, który dotarł na takie szczyty, na jakie przebić się udało DSK, musiał w ciągu swego życia po wielekroć wykazać się umiejętnością panowania nad instynktami. I trudno sobie wyobrazić, by Strauss-Kahn, posiadając tę umiejętność, nagle zachował się tak przerażająco nieostrożnie. Tym bardziej że, jak wiadomo, w ciągu miesięcy poprzedzających całą nowojorską aferę kilkakrotnie dawał wyraz przekonaniu, że jacyś potężni wrogowie szykują przeciw niemu prowokację.

Kiedy się okazało, że rzekomo zgwałcona pokojówka plącze się w zeznaniach, a w ogóle jest postacią totalnie niewiarygodną, utwierdziłem się w sceptycyzmie. Ku swojemu zaskoczeniu stwierdziłem jednak po chwili, że te tak, wydawałoby się, oczywiste fakty kompletnie nie wpływają na ocenę wydarzenia przez wielu polskich i zachodnich komentatorów.

Nie wpływały (i zapewne ostateczne oczyszczenie DSK z zarzutów też nie wpłynie), bo w sprawie Strauss-Kahna wystąpił przeciw niemu potężny blok. Blok motywowany głęboko ideologicznie. A głęboko przeżywana ideologia ma to do siebie, że potrafi przeżywającego ją ogłupić lub znieprawić. Ogłupiony nie widzi faktów, które nie pasują do jego wizji świata. Znieprawiony fakty dostrzega, ale je pomija. Bo „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą". Bo w interesie przybliżenia powszechnej szczęśliwości trzeba czasem na fakty przymknąć oko, nawet jeśli oznacza to, że kogoś tam parowóz dziejów rozjedzie niewinnie.

A blok antystrausskahnowski – to blok niezwykle ideologiczny. Choć i niezwykle egzotyczny zarazem. Złożony z kilku segmentów, kompletnie do siebie niepasujących, ale połączonych żywą niechęcią do DSK i nadzieją zrobienia na jego obywatelskiej śmierci politycznego i ideologicznego interesu.

Na blok ten złożył się, po pierwsze, segment feministyczny. Segment stworzony przez działaczki i publicystki, które od wielu już lat używają straszaka zwanego molestowaniem jako dla rozbicia normalnych relacji międzypłciowych i ustanowienia nowych. Dla zapędzenia w kąt potwornych heteroseksualnych mężczyzn.

By ci, napiętnowani, czuli się zmuszeni przepraszać, że żyją, i nie mogli już zagrozić przekształcaniu tradycyjnych społeczeństw zgodnie z postulatami radykalnych grup obwołujących się reprezentantami wszelkiego rodzaju mniejszości. Strauss-Kahn spadł im jak z nieba, jako egzemplifikacja jurnego samca alfa.

Drugi segment to segment konserwatywno-purytański. Na co dzień z feministycznym w niezgodzie. Ale, jako się rzekło, purytański. Jakiś czas temu z radością przyjął to nowe wówczas, wytworzone przez feministyczną lewicę, pojęcie molestowania. Tak jak antysemita nie powie, że zwalcza Żydów, tylko syjonistów, tak purytański konserwatysta powie, że walczy z molestowaniem. Podczas gdy naprawdę walczy z cudzołóstwem i rozpustą, czyli po prostu z pozamałżeńskim seksem. Strauss-Kahn spadł im jak z nieba jako egzemplifikacja rozpustnika.

Te dwa segmenty, feministyczny i konserwatywno-purytański, łączy – skrywana, lecz intensywna – wrogość wobec seksualnej natury człowieka.

No i w Polsce doszedł jeszcze segment trzeci. Polskoprawicowy. Rzadziej niż ten zachodniokonserwatywny motywowany purytańsko, za to znacznie silniej – antylewicowo i antyestablishmentowo zarazem. Bo polska prawica, w kraju tłamszona przez elity i mainstream, miewa tendencje do postrzegania całego świata przez pryzmat lokalnego doświadczenia. Strauss-Kahn spadł jej jak z nieba jako egzemplifikacja bezkarnego lewicowego oligarchy.

Wszystkim tym grupom DSK tak świetnie pasuje na ideologiczny antytotem, że naprawdę trudno mi uwierzyć, iż dane nam będzie usłyszeć z ich strony coś w stylu „pomyliliśmy się".

To powiedziawszy, muszę stwierdzić, że wierząc w niewinność DSK, ani przez moment go nie żałowałem, a jego kłopoty przyjmowałem wręcz z satysfakcją. Bo choć Strauss-Kahn nie zrobił tego, o co był oskarżany, to całym swoim życiem ciężko zapracował na tę sytuację. Bo jako prominentny działacz zachodniej lewicy urobił sobie ręce po łokcie budując świat, w którym takie oskarżenie będzie możliwe. W którym terror pojęcia „molestowanie" będzie tak przemożny, że gdyby jego oskarżycielka miała nieco wyższy poziom IQ, prowokacja miałaby wszelkie szanse powodzenia. Wypuścił dżina z butelki i ledwo udało mu się przed nim uciec.

Ciekawe, czy cokolwiek z tego zrozumiał.

Opinie polityczno - społeczne
Roman Kuźniar: Vox populi nie jest głosem Bożym
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Niebezpieczna wiara w dobrą wolę Iranu
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Zetki nie wierzą we współpracę Nawrockiego i rządu Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Prof. Stanisław Jędrzejewski: Algorytmy, autentyczność, emocje. Jak social media zmieniają logikę polityki
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Niekonstruktywne wotum zaufania