Różnych rzeczy się domyślaliśmy. Nie zawsze w telewizorze wszystko można dokładnie dostrzec, ale żeby w Wysokiej Izbie dochodziło już do ubojów rytualnych? Tego nie przewidywały nasze najczarniejsze, spiskowe scenariusze. Na szczęście, to zasadzka zwyczajna i bezkrwawa, jak ta z „Kubusia Puchatka", gdy do Strasznie Głębokiego Dołka miał być schwytany słoń. Pułapka, lecz wykopana nie przez Puchatka i Prosiaczka, ale przez gramatykę i dlatego na dnie tego dołka nie ma nawet garnuszka miodu na pociechę. Figiel, na pozór, niewielki, ale tym razem szczególnie widowiskowy. Oczywiście, gdyby sprawozdanie było, powiedzmy, przynajmniej „na temat" tak zwanego uboju rytualnego, to już nie przedzierzgnęłoby się w horror z udziałem posłów.
A sprawozdań w harmonogramach sejmowych mają bez liku. Jest o czym myśleć, nawet marzyć. Mogłoby się przecież raz zdarzyć, że o tę najwyższą, sejmową mównicę wsparłby się, powiedzmy, duch Słowackiego. I, gdyby pani marszałek zapowiedziała kolejne sprawozdanie „o działalności", czy „o projekcie", przybrałby wymowną, zdumioną minę lub zbladł jeszcze bardziej. Może mniej więcej taki napominający performans samego wieszcza skłoniłby posłów do refleksji i buntu: -Jak długo jeszcze będziemy, niczym spadkobiercy prostych kancelistów, składać sprawozdania „ o działalności", a nie „ z działalności" ? Na przykład, sprawozdania z prac jakiejś komisji. Szkoda, że w oświeconej Europie duchy podobno nie istnieją i na tego rodzaju postępowe zmiany w urzędniczym slangu oraz w najważniejszych, państwowych drukach, raczej nie ma co liczyć.
Skazani jesteśmy na real, tymczasem. Pani marszałek mówiła więc jeszcze o tym, co rzekł pan premier „na wczorajszym wystąpieniu", i że ona też na problemy „nie zamykała oczy". To, co pan premier mówił podczas wystąpienia, i że pani marszałek nie zamykała oczu na problemy, to grunt, rzecz jasna. „Nie ma podwyżek przewidzianych na finansowanie biur politycznych i nie będzie" – oświadczyła stanowczo marszałek. „ Do końca tego roku" – postawiła kropkę nad i.