Znakomity sinolog, a mój dobry kolega, prof. Bogdan Góralczyk świetnie przedstawił na łamach „Rzeczpospolitej" aktualny etap chińsko-amerykańskiej konfrontacji (tekst pt. „Wojna dżinów" z 10 czerwca). Na jej pierwszym planie są w tej chwili sprawy handlowe i rywalizacja o prymat technologiczny, lecz słusznie wskazuje on na głębszy podtekst, jakim jest starcie o pozycję numer jeden w globalnym układzie sił. Jedną z interpretacji tego starcia, do której odwołuje się afirmatywnie Bogdan Góralczyk jest koncept „pułapki Tukidydesa" zaproponowany kilka lat temu przez badacza z USA Grahama Allisona. „Pułapka" szybko stała się modna, także w Polsce. Chodzi oczywiście o sytuację opisaną we wspomnieniowej „Wojnie peloponeskiej" Tukidydesa, która opisywała starcie dwóch głównych potęg ówczesnej Hellady: Aten i Sparty.
Koncept rzekomej pułapki i próba jego zastosowania jako analogii zwłaszcza wobec obecnego wydania konfrontacji między dwoma mocarstwami walczącymi o prymat – challengera przeciw hegemonowi lub odwrotnie – bierze się jednak, po pierwsze z fałszywego odczytania „Wojny peloponeskiej". Po drugie zaś, z doszukiwania się w tego rodzaju starciu jakiejś pułapki. Przypomnijmy, że Sparta wraz ze swymi sprzymierzeńcami postanowiła się przeciwstawić rosnącej i budzącej niepokój w Grecji siły Aten, które bezceremonialnie obchodziły się z tymi, którzy nie chcieli zaakceptować ich hegemonii. Nic bardziej naturalnego, że państwa obawiające się czyjejś hegemonii próbują się jej przeciwstawić. Jest bogata literatura na temat sposobów, w jaki to czyniono w przeszłości i w czasach współczesnych. Ewentualna pułapka może tkwić jedynie w błędnej ocenie bilansu sił, wyborze niewłaściwej strategii czy sposobach jej realizacji.
Bez litości dla słabych
Jeszcze do niedawna Atenami były Stany Zjednoczone, podobnie jak one mocarstwo demokratyczne, które nierzadko siłą próbowało narzucać swój ustrój krajom w innych częściach świata. Obecnie, biorąc pod uwagę dynamikę wzrostu chińskiej potęgi oraz ujawniane już bez osłonek apetyty do przewodzenia światu, współczesnymi Atenami próbują stać się Chiny. Ich potencjał daje im na to szanse i jeśli to osiągną, mogą się stać mocarstwem hegemonicznym na nieprzewidywalnie długi okres. Wprawdzie Chiny nie wykazują aspiracji do narzucania komukolwiek swej wersji ustroju, ale ich hegemonia będzie mieć także polityczne konsekwencje łącznie z polityką zagraniczną i wewnętrzną państw, które będą się poddawać chińskim wpływom, i które Państwo Środka będzie uważać za należące do jego strefy wpływów.
Założenie, że zacieśnianie stosunków z Chinami można ograniczyć do handlu, notabene dla Polski skrajnie niekorzystnego, lub do pożytków z technologii 5G, to iluzja. Rozwojowi megaprojektu Jeden Pas i Jedna Droga będzie towarzyszyć rosnąca penetracja polityczna państw w nim uczestniczących przez Pekin. Wszystko wskazuje na to, że mocarstwowość Chin, nawet jeśli teraz starają się jeszcze zachowywać pozory grzeczności, będzie dla otoczenia, a nawet dla znacznej części świata nie mniej uciążliwa niż było to w przypadku przeszłych mocarstw imperialistycznych i hegemonicznych. Przypomnijmy niedawną wypowiedź Xi Jinpinga: „W naszej kulturze, jeśli ktoś cię uderzy, nie nadstawia się drugiego policzka, tylko się oddaje". Głębokie pokłady nacjonalizmu, przeświadczenia o wyższości kulturowej nad Zachodem i innymi regionami świata oraz długo skrywanych mocarstwowych kompleksów mogą zaowocować stawianiem twardych warunków wszystkim, których Pekin będzie uważać za słabszych.
Kowboj w składzie porcelany
W czasach, w których USA były Atenami, nie było Sparty, która mogłaby skutecznie moderować ich globalne ambicje (Związek Sowiecki to był inny przypadek). I nagle, to Amerykanie muszą się wcielić w rolę Sparty. Jest to dla nich sytuacja nowa, w której trudno się im odnaleźć, zwłaszcza że tkwią oni mentalnie jeszcze w poprzedniej epoce nazwanej przez Charlesa Krauthammera „unipolar moment". Ponadto sytuacja, w której się znaleźli trochę przypomina znaną leninowską definicję kapitalisty, jako gościa, który dla zysku sprzeda sznur, na którym zostanie powieszony przez tych, którzy sznur kupili. Wszak, to dzięki kontaktom gospodarczym, handlowym, finansowym z nieostrożnymi Stanami Zjednoczonymi i niektórymi innymi państwami Zachodu z Niemcami na czele, Chiny odrobiły rozwojowe zapóźnienie i tak szybko stały się mocarstwem rzucającym wyzwanie jedynemu jeszcze przez chwilę supermocarstwu.