Dobre wyniki krajów na dorobku

Globalizacja to błogosławieństwo czy przekleństwo? Przynosi korzyści wszystkim czy głównie „banksterom" (bankier + gangster)? Co wynika z dowodów i danych?

Publikacja: 21.01.2014 09:48

Red

Globalne nierówności zaczęły się pogłębiać wraz z nastaniem rewolucji przemysłowej, kiedy gospodarki kilku krajów zaczęły się rozwijać znacznie szybciej niż reszta świata. Dało im to przewagę, którą utrzymały aż do początku ery globalizacji. Rozpoczął się wówczas pościg za liderami i niektóre najuboższe kraje przeobraziły się w rynki wschodzące i globalne lokomotywy wzrostu. Jeszcze za wcześnie, aby ostatecznie przesądzać, ale wydaje się, że od końca lat 90. ubiegłego wieku nierówności pomiędzy krajami zaczęły się zmniejszać.

Branko Milanović z Banku Światowego zaproponował, abyśmy na chwilę odeszli od perspektywy granic między państwami i zmierzyli poziom nierówności między indywidualnymi mieszkańcami, a nie krajami. Co by się stało, gdybyśmy zamiast porównywać Polskę do Niemiec porównali każdego mieszkańca świata do innych ludzi? Czy zobaczylibyśmy wzrost, czy raczej spadek globalnych nierówności? Z badania wynika, że świat jest areną ogromnych nierówności. Luka między ubogim mieszkańcem Indii a członkiem klasy wyższej na Zachodzie przywodzi na myśl otchłań.

Badanie dowodzi również, że czynnikiem decydującym o poziomie dochodów jest miejsce zamieszkania. Najuboższe pięć procent Niemców jest zamożniejsze od najbogatszych pięciu procent mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej. Innymi słowy, miejsce zamieszkania znaczy więcej niż klasa społeczna. Konsekwencje takiego stanu rzeczy są oczywiste: albo ubogie kraje zaczną się szybciej rozwijać, albo ich mieszkańcy wybiorą emigrację i życie w bogatszych regionach.

Jednym z najciekawszych aspektów badania jest analiza zwycięzców i przegranych procesów globalizacyjnych, która odsłania kilka nieoczekiwanych faktów.

Często można usłyszeć, że na globalizacji zyskują przede wszystkim dwie grupy społeczne: „górny 1 procent" oraz „wschodząca klasa średnia" w krajach takich jak Chiny, Indie itp. To intuicyjne odczucie faktycznie znajduje potwierdzenie w liczbach. Jednak liczby pokazują również, że dochody „wschodzącej klasy średniej" rosły szybciej niż dochody „górnego 1 procenta". „Wschodząca klasa średnia" to prawie połowa mieszkańców naszej planety. Jest się więc z czego cieszyć!

Co to wszystko oznacza dla kraju takiego jak Polska? Na przekór powszechnemu przekonaniu Polska już należy do najbogatszych krajów świata, co nie oznacza, rzecz jasna, że wszyscy mieszkańcy Polski są bogaci. W badaniu podkreśla się potrzebę przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Autor sugeruje również potrzebę działań na rzecz dzielenia się owocami dobrobytu, aby wszyscy – w tym osoby o najniższych dochodach – mogli korzystać z możliwości, jakie niesie globalizacja. W opracowaniu jest mowa o konieczności wspierania rozwoju innych krajów w celu zmniejszania globalnych nierówności. I co najważniejsze, badanie potwierdza, że świat naprawdę zmienia się na lepsze.

Havier Devictor menedżer Banku Światowego dla Polski i krajów bałtyckich

Globalne nierówności zaczęły się pogłębiać wraz z nastaniem rewolucji przemysłowej, kiedy gospodarki kilku krajów zaczęły się rozwijać znacznie szybciej niż reszta świata. Dało im to przewagę, którą utrzymały aż do początku ery globalizacji. Rozpoczął się wówczas pościg za liderami i niektóre najuboższe kraje przeobraziły się w rynki wschodzące i globalne lokomotywy wzrostu. Jeszcze za wcześnie, aby ostatecznie przesądzać, ale wydaje się, że od końca lat 90. ubiegłego wieku nierówności pomiędzy krajami zaczęły się zmniejszać.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Jak skrócić tydzień pracy w Polsce
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej