Globalne nierówności zaczęły się pogłębiać wraz z nastaniem rewolucji przemysłowej, kiedy gospodarki kilku krajów zaczęły się rozwijać znacznie szybciej niż reszta świata. Dało im to przewagę, którą utrzymały aż do początku ery globalizacji. Rozpoczął się wówczas pościg za liderami i niektóre najuboższe kraje przeobraziły się w rynki wschodzące i globalne lokomotywy wzrostu. Jeszcze za wcześnie, aby ostatecznie przesądzać, ale wydaje się, że od końca lat 90. ubiegłego wieku nierówności pomiędzy krajami zaczęły się zmniejszać.
Branko Milanović z Banku Światowego zaproponował, abyśmy na chwilę odeszli od perspektywy granic między państwami i zmierzyli poziom nierówności między indywidualnymi mieszkańcami, a nie krajami. Co by się stało, gdybyśmy zamiast porównywać Polskę do Niemiec porównali każdego mieszkańca świata do innych ludzi? Czy zobaczylibyśmy wzrost, czy raczej spadek globalnych nierówności? Z badania wynika, że świat jest areną ogromnych nierówności. Luka między ubogim mieszkańcem Indii a członkiem klasy wyższej na Zachodzie przywodzi na myśl otchłań.
Badanie dowodzi również, że czynnikiem decydującym o poziomie dochodów jest miejsce zamieszkania. Najuboższe pięć procent Niemców jest zamożniejsze od najbogatszych pięciu procent mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej. Innymi słowy, miejsce zamieszkania znaczy więcej niż klasa społeczna. Konsekwencje takiego stanu rzeczy są oczywiste: albo ubogie kraje zaczną się szybciej rozwijać, albo ich mieszkańcy wybiorą emigrację i życie w bogatszych regionach.
Jednym z najciekawszych aspektów badania jest analiza zwycięzców i przegranych procesów globalizacyjnych, która odsłania kilka nieoczekiwanych faktów.
Często można usłyszeć, że na globalizacji zyskują przede wszystkim dwie grupy społeczne: „górny 1 procent" oraz „wschodząca klasa średnia" w krajach takich jak Chiny, Indie itp. To intuicyjne odczucie faktycznie znajduje potwierdzenie w liczbach. Jednak liczby pokazują również, że dochody „wschodzącej klasy średniej" rosły szybciej niż dochody „górnego 1 procenta". „Wschodząca klasa średnia" to prawie połowa mieszkańców naszej planety. Jest się więc z czego cieszyć!