Rz: Przez ostatnie lata hasłem wydawców było „digital first". Myśli pan, że szybko zamieni się w „digital only"?
Nasz biznes postrzegamy dzisiaj jako nieprzywiązany już do żadnej konkretnej platformy. Jesteśmy wydawcami, dziennikarstwo jest w naszym DNA, a naszym celem jest sprostanie wymaganiom czytelników i oferowanie im krytycznych oraz niezależnych materiałów. A to nie są już wartości związane wyłącznie z papierową prasą. Cyfrowe dziennikarstwo daje nam niesamowite możliwości dostarczania informacji w znacznie bardziej angażujący sposób, z wykorzystaniem materiałów wideo, audio, galerii zdjęć, interakcji za pośrednictwem mediów społecznościowych, daje nam też nieograniczone pojemności i chcemy, by nasi pracownicy, w większości wywodzący się z tradycyjnego rynku mediów, znajdowali w tym szansę na własny rozwój. Bycie dziennikarzem z 2005 r. w 2015 nie zadziała. Dlatego budujemy platformy, które dadzą im te nowe możliwości. Zachęcamy ich też, podkreślając, że zmiany trzeba przyjąć z otwartą głową, bo są one naturalną częścią nowej cyfrowej rzeczywistości. Kiedy w 2010 r. ruszaliśmy w Europie jako joint venture szwajcarskiego koncernu mediowego Ringier AG i niemieckiego wydawcy Axel Springer SE (spółki mają po 50 proc. udziałów), cyfrowe wpływy stanowiły zaledwie 3 proc. naszych przychodów i nie przynosiły żadnego zysku. Mieliśmy świetny tradycyjny biznes wydawniczy, ale bardzo trudno było nam ruszyć w nową stronę.