Był sylwester, ostatni dzień 2007 roku. Na kanapie siedziało dwóch braci, z których każdy marzył o własnym M4 o wartości 300 tys. zł. Rozważali plusy i minusy 30-letnich kredytów hipotecznych. Jeden z nich, bardziej ostrożny, zdecydował się na droższy wtedy kredyt w złotych. Drugi policzył korzyści dzięki niższym wówczas ratom i zadłużył się we frankach. Argumentował, że straciłby dopiero wtedy, gdyby szwajcarska waluta podrożała o 100 proc. Niestety, ten czarny scenariusz szybko się ziścił. Trzeba zaznaczyć, że nasz frankowy bohater miał wybór i pełną zdolność kredytową, aby zadłużyć się w „bezpieczniejszej" walucie, w której zarabiał, czyli w złotych. Takiego wyboru nie miała jednak spora grupa osób, przekonana i namówiona do kredytu walutowego ponad dekadę temu przez doradców kredytowych.