Aneta Gawrońska: Być jak Niemcy czy Rumuni z mieszkaniami

Świat mieszkania wynajmuje i nie ma z tego powodu kompleksów. Większość Polaków mieszka „na swoim”. Nadchodzą jednak zmiany.

Publikacja: 28.07.2022 22:00

Aneta Gawrońska: Być jak Niemcy czy Rumuni z mieszkaniami

Foto: Unsplash

Przywiązanie do własności w Polsce jest wyjątkowo silne. Ma długą tradycję. Ciasne, ale własne. Polak musi mieć mieszkanie, nawet jeśli miałby się zadłużyć po uszy, a ostatnie raty kredytu spłacać na emeryturze. Znam takie przypadki.

Znajomy wziął kredyt w dobrych czasach, kiedy bankowe finansowanie było stosunkowo tanie. Spłatę rozłożył na… 40 lat. Ostatnią ma oddać, gdy będzie już emerytem grubo po siedemdziesiątce. Pierwsze lata z kredytem upłynęły mu niemal w euforii. Rata była sporo niższa niż czynsze, jakich za wynajmowane lokale żądał rynek. Nieruchomość się spłacała, jej wartość rosła. Po serii podwyżek stóp procentowych zobowiązanie wobec banku się podwoiło. Szczęśliwy do niedawna kredytobiorca płacze teraz i płaci, ledwo wiążąc koniec z końcem. Próbuje kredyt nadpłacać. Rozgląda się też za kupcem, który uwolniłby go od tej własności. Wolałby wynajmować.

Z analiz firmy SonarHome wynika, że stawki najmu mieszkań są niższe niż rata kredytu w 16 badanych miastach. W Warszawie średnia miesięczna różnica to niemal 1,6 tys. zł, w Krakowie – 1,4 tys. zł, w Gdyni – ponad 1,2 tys. zł. Rachunek wydaje się prosty.

Rynek najmu rozkwitł. Z indeksu nastrojów pośredników (cykliczne badanie portalu Nieruchomosci-online.pl i Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu) wynika, że optymistyczne oceny dostaje już tylko wynajem. Rynek sprzedaży po latach gorączki ostygł. Mieszkań nie ma komu kupować, bo na zaufanie banków zasługuje coraz mniejsza grupa klientów. Ci zaś, którzy zachowali resztki zdolności kredytowej i którym bank zechce coś pożyczyć, kupują coraz mniej metrów. Świadczą o tym statystyki transakcji podawane przez sieciową agencję Metrohouse. Np. w Krakowie średnia powierzchnia lokali kupowanych w drugim kwartale to 44 mkw. Mieszkamy coraz ciaśniej.

Tymczasem świat mieszkania wynajmuje i nie ma kompleksów. Czynszówki wybierają Niemcy. Wynajmu nie boją się Austriacy, Duńczycy. Z danych Eurostatu wynika, że w 2020 r. najwięcej ludzi (96 proc.) mieszkało we własnej nieruchomości w Rumunii. W Polsce było to 85,6 proc. Obecne czasy sprzyjają zmianie postaw. Polacy zaczynają się przenosić do czynszówek. Na ich budowanie przestawiają się kolejni deweloperzy, do Polski wchodzą kolejne fundusze PRS, czyli najmu instytucjonalnego.

Nie można jednak zapominać, że kredyty kiedyś stanieją, stawki najmu będą znów wyższe niż raty. Część najemców opuści czynszówki. Ale będą i tacy, którzy nie oddadzą wolności, jaką daje życie bez kredytu.

Przywiązanie do własności w Polsce jest wyjątkowo silne. Ma długą tradycję. Ciasne, ale własne. Polak musi mieć mieszkanie, nawet jeśli miałby się zadłużyć po uszy, a ostatnie raty kredytu spłacać na emeryturze. Znam takie przypadki.

Znajomy wziął kredyt w dobrych czasach, kiedy bankowe finansowanie było stosunkowo tanie. Spłatę rozłożył na… 40 lat. Ostatnią ma oddać, gdy będzie już emerytem grubo po siedemdziesiątce. Pierwsze lata z kredytem upłynęły mu niemal w euforii. Rata była sporo niższa niż czynsze, jakich za wynajmowane lokale żądał rynek. Nieruchomość się spłacała, jej wartość rosła. Po serii podwyżek stóp procentowych zobowiązanie wobec banku się podwoiło. Szczęśliwy do niedawna kredytobiorca płacze teraz i płaci, ledwo wiążąc koniec z końcem. Próbuje kredyt nadpłacać. Rozgląda się też za kupcem, który uwolniłby go od tej własności. Wolałby wynajmować.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację