Zarzuty postawiono mu, przypomnę, w 2006 r. Uniewinniony został, nieprawomocnie jeszcze, po 15 latach, odkąd sprawę zaczęła prowadzić prokuratura. Przez osiem lat była to prokuratura niezależna i profesjonalna, zreformowana przecież przez Platformę – nomen omen – Obywatelską. Z drugiej strony twardemu elektoratowi PiS, wzburzonemu, że „kasta" sędziowska uniewinniła człowieka odpowiedzialnego za „rozkradanie majątku narodowego", przypomnę, że przez sześć lat prokuraturą tą kierował osobiście sam „szeryf" Zbigniew Ziobro.
Etatowi obrońcy praworządności (jakże popularne ostatnio pojęcie) jakoś się jednak nie odezwali. Może dlatego, że na przedostatnim posiedzeniu Sejmu IV kadencji 27 lipca 2005 r. wielu z nich głosowało za pociągnięciem Emila Wąsacza do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu! Posłom SLD i PiS to się specjalnie nie dziwię. Ale razem z nimi tak samo zagłosowało 31 posłów PO! Zbliżały się przecież wybory i trzeba było się jakoś przed wyborcami popisać – nawet kosztem czyjegoś losu. Ale cóż: „jednostka – zerem, jednostka – bzdurą", jak pisał Włodzimierz Majakowski w wierszu poświęconym swojemu wielkiemu imiennikowi pt. „Włodzimierz Iljicz Lenin".