Jako pierwszy powinien powstać Departament Brzegów Morskich do ochrony polskich firm przed zrujnowaniem przez skarbówkę.
Skutki braku miliona osobnych departamentów zajmujących się milionem drobiazgowych spraw są opłakane, a najlepiej przekonali się o tym przedsiębiorcy, którzy uwierzyli w rządowy program ochrony brzegów morskich. Zajmowali się dosypywaniem piasku, budową falochronów, ochroną plaż. Jednym słowem – wszystkim tym, co sprawia, że nasze zimne morze przyciąga miliony turystów swoimi unikatowymi i pięknymi wybrzeżami. Ponieważ sprawa jest niezwykle ważna z perspektywy rozwoju turystyki i ekologii, to firmy realizujące te zlecenia miały być zwolnione z podatku VAT. Tak właśnie zachęcały do udziału w programie rozpisujące przetargi urzędy morskie, twierdząc, że wykonawcy podatku nie zapłacą, bo to „ochrona środowiska morskiego".
Nie trzeba być specjalistą od falochronów, by się domyślić, że musiało mieć to wpływ na konstrukcję ofert przetargowych, proponowane stawki i w ogóle na decyzje o przystąpieniu do przetargu. Firmom, które w tym wzięły udział, można teraz na melodię z Budki Suflera zaśpiewać „Nie wierz nigdy urzędnikowi, jedną radę ci dam". Bo oto po latach sprawą zajął się fiskus i doszedł do wniosku, że jednak VAT się należy! I to w wysokości 23 procent plus należne odsetki i zaległości, co w sumie niejedną firmę położy na łopatki. Dlaczego tyle? Bo przecież brzeg morski to nie środowisko morskie! Bardzo ciekawe – delikatnie mówiąc – to uzasadnienie, prawda? Znowu fiskus zatriumfował nad naiwniakami wierzącymi w jednolite interpretacje podatkowe, czyli w państwo prawa.
Czy coś się z tym da zrobić? A może Ministerstwo Finansów rozwiąże ten problem? Niestety, nie. A to dlatego, że nie posiada ono Departamentu Brzegów Morskich. To nie złośliwość czy żart, absolutnie! To, proszę szanownych czytelników, dosłowny cytat z wypowiedzi Leszka Skiby, głównego rzecznika dyscypliny finansów publicznych, a konkretnie słowa, które padły z jego ust na czerwcowym posiedzeniu Komisji Gospodarki Morskiej i?Żeglugi?Śródlądowej. Nie ma w Ministerstwie Finansów departamentu – a więc można zachowywać się jak naciągacze okradający staruszków metodą „na wnuczka". Nie ma przecież także definicji brzegu morskiego.
Kierując się logiką prezentowaną przez resort finansów, departamenty powinny być dwa. Jeden – Przybrzeżnego Środowiska Morskiego, a drugi Brzegów Morskich. Można by ewentualnie jeszcze powołać komórkę rozsądzającą o obszarach spornych pomiędzy zakresami kompetencyjnymi obu jednostek. Doprawdy, przy tej całej historii Monty Python to początkujący kabaret amatorów – gdzie im do zawodowców z Ministerstwa Finansów!