Tymczasem brakuje szerokiej debaty w gronie decydentów nad tym, jak polska energetyka ma wyglądać za 20–30 lat. W jakie technologie warto inwestować kolejne miliardy złotych, byśmy za kilkanaście lat nie byli skansenem energetycznym Europy. Problemem jest czas, bo jak ostrzegają Polskie Sieci Elektroenergetyczne, za dwa–trzy lata możemy mieć kłopot z pokryciem zapotrzebowania na energię w niektórych regionach kraju lub w okresach najwyższego poboru. Wprowadzany będzie 20. stopień zasilania tzw. brownout. A stąd już, niestety, niedaleko do blackoutu, bo gdy np. w okresie letnich upałów podczas wzmożonej pracy systemu elektroenergetycznego dochodzi do nagłej awarii bloku lub kilku bloków, wyłączenia systemu odbywają się kaskadowo.
Za miliardy złotych budowane są nowe duże bloki energetyczne opalane węglem, ale one nie rozwiążą problemu, bo stare bloki szybciej wypadają z systemu, niż nowe zostaną oddane do użytku. Przed nami ambitny plan rozwoju elektromobilności. Na ładowanie samochodów potrzebne będą gigawaty energii. Z jednej strony pomocna byłaby tu energetyka atomowa, która w ciągu doby produkuje stałą moc i po dziennym szczycie zapotrzebowania w nocy z powodzeniem mogłaby ładować akumulatory. Z drugiej – warto przywrócić do gry zieloną energię, która jest w stanie nie tylko spłaszczać piki zapotrzebowań szczególnie w okresie letnim (fotowoltaika), ale też dostarczać energię bez emisji CO2, której koszty będą tylko rosły. Elastyczna i bardziej rozproszona energetyka, za którą optował nieżyjący prof. Krzysztof Żmijewski, jest rozwiązaniem, o którym trzeba dziś rozmawiać, bo za chwilę może być za późno.