Przede wszystkim choroba prezesa partii rządzącej wywołała pytania, jak rząd będzie w takiej sytuacji rządzić. Tym bardziej że minister sprawiedliwości prowadzi śledztwo wobec BZ WBK, którym zarządzał ówcześnie obecny prezes Rady Ministrów. Poza tym, ze swojej funkcji zrezygnował minister rolnictwa. Trwa konflikt z Unią Europejską, ogłoszenie projektu wspólnego budżetu unijnych państw strefy euro spycha Polskę w kierunku europejskiego marginesu itd., itp.
Przedsiębiorcy dostrzegają wzrost gospodarczy (5,2 proc. w I kw. br.), spadek deficytu budżetowego, wzrost wpływów podatkowych. W dalszym ciągu upatrują szans w codziennym stosowaniu konstytucji biznesu i stwarzaniu przez rząd zachęt do wykładania pieniędzy na inwestycje prywatne, jak zapowiadał premier Morawiecki. Inwestycje to przecież kolejne kontrakty dla firm. Mają świadomość, że wskaźniki ekonomiczno-finansowe gospodarki to w dużym stopniu rezultat dobrej koniunktury światowej, w tym niemieckiej, naszego największego partnera. Budzą się jednak wątpliwości, czy aby rząd przygotuje gospodarkę i społeczeństwo na czas recesji. Deficyt budżetowy jest mały, znacznie mniejszy niż wymogi traktatu z Maastricht. Ale znaczącej nadwyżki budżetowej na czas kryzysu nie ma. NBP sygnalizuje spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego od 2019 r.
Rosną natomiast transfery socjalne. Mimo że premier zapowiadał ich ograniczanie. Tak jak i zamrożenie obecnych podatków. Wydatki budżetowe to w pierwszej kolejności program 500+ i kilkaset tysięcy wybierających się na emeryturę. A firmy, z powodu braku pracowników, rezygnują z nowych zamówień. Pracownikom, którzy realizują stare kontrakty, trzeba podnosić pensje. Aby zostali. Rosną koszty przedsiębiorstw i zmniejszają się zyski. Jeśli dodać do tego państwowy dług publiczny, ponad 1 bln zł, zadłużenie na głowę obywatela (ponad 25 tys. zł) czy 350 mld dol. zadłużenia zagranicznego, to sytuacja rządu w oczach biznesu nie rysuje się zbyt dobrze. Tym bardziej że w dalszym ciągu wzrost gospodarczy napędzany jest konsumpcją (wynikającą z transferów społecznych), a nie inwestycjami. Te nieco wzrosły: publiczne, samorządowe, a 12 proc. PKB osiągnęły prywatne. Ale to ciągle za mało, by bezpiecznie myśleć o przyszłości. Wzrost gospodarczy napędzany konsumpcją prędzej czy później wywoła inflację. A z nią pojawią się perturbacje w gospodarce.
Wbrew obiegowym przekonaniom rząd szuka jednak pieniędzy. Uszczelnienie systemu podatkowego przyniosło dodatkowe wpływy budżetowe, choć nie tak wielkie, jak je władze prezentują. Ale znacząco odczuwalne w budżecie państwa. Krajowa Administracja Skarbowa zdała egzamin w likwidowaniu szarej strefy. Tym działaniom towarzyszył jednak wzrost biurokracji, a nade wszystko opresyjność uchwalanego przez parlament prawa. Liczne kary, ułatwione i niezapowiedziane kontrole konieczne w zwalczaniu nieuczciwych przedsiębiorców skutecznie jednak odciągają od inwestycji i nadmiernego ryzyka uczciwych podatników. Stąd tak niski poziom inwestowania prywatnego i chęci do podejmowania ryzyka biznesowego. Chowanie pieniędzy na czarną godzinę. Brak pracowników, biurokracja, nowe wymogi dokumentacyjne i wstrzemięźliwość finansowa biznesu, wywołana małym zaufaniem do prawa i polityków, objawiają się w rezultacie rosnącymi kosztami przedsiębiorstw. Tworzą się zatory płatnicze. Konkurenci rynkowi stosują ceny dumpingowe przy przyciąganiu odbiorców do swoich towarów i usług. Pojawiają się problemy z płynnością finansową. Pogłębione tym, że niektóre urzędy skarbowe kwestionują prawo do zwrotu należnego przedsiębiorcy VAT. Zatrzymują pieniądze. Obowiązujący od lipca „split-payment" nie poprawi tej płynności, wręcz przeciwnie. Coraz częściej słychać o upadłościach firm.
To niebezpieczne zjawiska. Tak jak i rosnące zapasy wyrobów gotowych. W I i II kwartale dał się odczuć znaczący spadek eksportu. Także wzrost cen energii podnosi koszty firm. Mamy katastrofalne, największe w Europie zanieczyszczenie środowiska naturalnego (problem smogu, płonące składowiska odpadów). Trwa również, niestety, polityczne wypieranie prywatnej przedsiębiorczości – np. próby upaństwowienia dotychczas prywatnego ratownictwa medycznego czy ograniczenie dostępu do pieniędzy NFZ dla prywatnych szpitali. Przepisy uchwalane przez parlament są w zbyt wielu przypadkach niejasne, niespójne, pełne luk prawnych wymagających interpretacji.