Czy faktycznie – jak chce to widzieć część analityków – można mówić o stabilizującym wpływie popytu wewnętrznego, a głównie konsumpcji, na europejską koniunkturę? A jeśli tak, to czy jest to tendencja trwała, która pozwoli uniknąć recesji w Europie?
Czytaj także: Fatalne dane z przemysłu eurolandu. Tak źle nie było od 7 lat
Taka dychotomia, rozjazd trendów w przemyśle i w usługach, nie wróży niczego dobrego. Nie ma wątpliwości, że długotrwała – a z taką już mamy do czynienia choćby w Niemczech – recesja w przemyślę negatywnie wpływa na rynek pracy. Dlatego właśnie w dłuższej perspektywie podtrzymanie wysokiego popytu na usługi nie jest możliwe. A poprawa w przemyśle, w małej otwartej gospodarce, a taką właśnie jest gospodarka europejska, wymaga przede wszystkim wygaszenia napięć w handlu międzynarodowym i wygaszenia niepewności.
Optymizm ma krótkie nogi
Wszystkie te zależności widać jak na dłoni w największej gospodarce strefy euro. Przemysł w Niemczech dotknięty jest głęboką i przewlekłą recesją. Ale, jak dotąd, nieźle trzyma się właśnie konsumpcja i usługi. Pewną korzyść z tego ma czerpać również nasza gospodarka. W konkurencyjnym cenowo eksporcie z Polski do Niemiec rośnie bowiem udział dóbr konsumpcyjnych.
Jest się z czego cieszyć. Ale ten optymizm ma jednak – przyznajmy – krótkie nogi. W części ważnych sektorów przemysłu (produkcja ciężkiego sprzętu transportowego, przemysł obronny) w Niemczech w ostatnich miesiącach już ok. 30 proc. firm przeszło na krótszy tydzień pracy. Przedsiębiorstwa dostosowują swój popyt na pracę do popytu na ich produkty.