Dlatego warto się starać, aby – wychodząc naprzeciw oczekiwaniom – maksymalnie powiększyć nasz narodowy bochen chleba.
Z pomocą przyszła nam Unia Europejska, która zażądała, aby do PKB wliczać dochody z prostytucji i handlu narkotykami. Wywiązując się z tego zadania, GUS wyliczył we wrześniu ubiegłego roku, że w 2013 r. dochody z tego tytułu wyniosły 13 mld 21 mln zł. Powiększyło to nasz PKB o 0,79 proc.
Dlaczego postanowiono w ESA 2010 uwzględniać właśnie te kwoty? Znacznie rozsądniejsze byłoby wzięcie pod uwagę nie czarnej (narkotyki), ale szarej strefy. Oczywiście wyliczenie wartości nierejestrowanej produkcji jest dość trudne. Gdybyśmy chcieli to zrobić, mielibyśmy do wyboru różne szacunki: od 13 proc. PKB (GUS) przez 19 proc. (IBnGR) do 25 proc. (Paweł Wójcik). Jeżeli skromnie przyjmiemy wartość średnią, powiedzmy 20 proc., to możemy dopisać do naszego dorobku 360 mld zł; jest to kwota zauważalna.
Dalej jednak do wymarzonego podwojenia dobrobytu nam daleko. Na szczęście w sukurs przychodzi nam bardzo stara anegdota dotycząca rachunków narodowych. Zgodnie z nią sposobem na podwojenie wyniku jest zatrudnienie przez panią domu do codziennych prac sąsiadki w zamian za identyczną usługę w drugą stronę. Zakładając podobny charakter pracy, nikt by na tym nie stracił (panie płaciłyby sobie tyle samo), a zatrudnienie i PKB wzrosłyby.
W tej anegdocie jest coś na rzeczy. W domu wykonujemy mnóstwo prac, które są wliczane do rachunków narodowych, jeśli są to czynności zlecone przedsiębiorstwom. GUS oszacował wartość produktu wytwarzanego przez gospodarstwa domowe na marginesie badań dotyczących budżetu czasu w 2013 r.